Czasem tracisz wszystko tylko po to aby otworzyć się na nowo i zobaczyć, że to co ci zostało, stało się twoim całym światem...

niedziela, 29 grudnia 2013

Ona zawsze się tu szwęda... #Dział 10)

*flashback*
 Kayla dowiaduje się z listu o karierze Nathan'a. Jess i Molly za wszelką cenę starają się wskrzesić związek Sykes'a z Patricią. Chłopcy są na swojej europejskiej trasie. Po przyjeździe Nath obiecał Clarze towarzystwo na zaślubinach jej kuzyna. Relacje Kayli z Pheni ulegają znacznej poprawie. Dziewczyna zaczyna pracę w "Morning Cafeee".
*end*

 To dziś. Ubrana w uniform podążam główną ulicą w stronę lokalu. "Masz zmianę z Taylor" słowa szefa dzwonią mi w głowię. Z Czarną Wdową. Nie powinnam oceniać jej tak surowo, ale co prawda pierwszego wrażenia za dobrego nie wywarła. "Nie ocenia się książki po okładce" - mówili, któryś tam rodzice adopcyjni, a po chwili dodawali: "No, jak ty wyglądasz? Wstyd!".
- Kayla?
- Tak.
- Taylor się spóźni. Dasz radę? - Przyjmować zamówienia? Pewnie. 

***parę dni później***

- O, znowu przyszła.
- Kto taki? - spytałam Tay.
- Ta, mała - wskazała drobną blondynkę wchodzącą przez drzwi. - Stale tu przychodzi. Jest twoja - powiedziała przerzuciwszy ręcznik przez ramię i odwracając się do jej zdaniem "poważnych" klientów.
- Hej, co dla ciebie?
- Jesteś tu nowa? - zapytała.
- Nie taka nowa, kończę dojrzewać, jeszcze trochę i zgniję - zaśmiała się. - Więc, co będzie?
- Pistacjowa pianka - wspięła się na stolik barowy. Wytrzeszczyłam oczy.
- Naprawdę to lubisz? - Sama się zastanawiałam, kto to wymyślił? Orzechy, truskawka, cytryna, mi robi się nie dobrze na samą myśl. 
- Tak - odparła jakby było to oczywistością. - A i duuuuuuuuuże lody.
- Jakieś święto się szykuje? - spytałam szykując napój.
- Wielkie - odparła a jej twarz się rozpromieniła. - Wracają!
- Kto taki? - postawiłam przed nią zamówienie. - Rodzice? - spiorunowała mnie spojrzeniem.
- The Wanted, The Wanted  wraca! - spojrzała na zegarek. - Za jakieś trzy godziny samolot będzie na lotnisku. Muszę się sprężać - połknęła wielką łyżkę lodów.
- Spokojnie, to dużo czasu - twarz jej skamieniała.
- Czy ty w ogóle wiesz kim ONI są? - Czy mi się wydaję, czy właśnie dziesięciolatka na mnie krzyczy?
- Wiem. The Wanted brytyjsko-irlandzki zespół założony w 2009 roku przez...
- Też czytałam Wikipedię. Oni są tacy, tacy, tacy... - jej twarz zrobiła się czerwona jak rak, a oczy lśniły podnieceniem - tacy boscy! Oddałabym wszystko, żeby ich zobaczyć.
- To chyba powinnaś już lecieć - wskazałam na zegarek i nim się obejrzałam po blond główce zostało tylko parę centów.

***lotnisko***

Wylądowaliśmy. Jak zwykle przywitał nas tłum piszczących fanek. Wspaniałe uczucie, ale dziś mam serdecznie dość. Marze tylko, żeby zanurzyć się w pościeli i zasnąć.. Rzuciłem okiem na zegarek, dochodziła dziewiętnasta. Clara! Obiecałem jej. Nie czekałem na busa. Złapałem pierwszą taksówkę, tak w Londynie! Niezły ze mnie desperat. Rzuciłem się na szafę w poszukiwaniu przyzwoitych ciuchów i wybiegłem z mieszkania, po drodze wybierając numer dziewczyny.
- Clar? Samolot się spóźnił. Gdzie jesteś?
- Zgadnij...
- Clarry... - połączenie zostało zerwane - no i pięknie. Cisnąłem telefonem w pobliski mur i zaraz z litanią na ustach zacząłem odmawiać zdrowaśki w intencji jego prawidłowego funkcjonowania. Para leciała mi z ust. No, tak. Wróciłem do domu. Wszedłem do pobliskiej knajpki.
- Zamykamy! Chyba, że kupujesz cały asortyment? - zwróciła się do mnie wychodząca brunetka z białym pasemkiem. - Nowa, zamykasz.

*Kayla*
Jak ja tego nie lubię. Pracuję tu dopiero tydzień, ale ciągłe zwracanie się do mnie "nowa" w cale nie pomaga mi się lepiej zaaklimatyzować.
- Tak, jest! - odkrzyknęłam z zaplecza i ruszyłam w stronę głównego wejścia. - Ooo, przepraszam, ale jest zamk... Nath?
- Kayla? A co ty tutaj robisz? - wydawał się jakby zobaczył ducha.
- Pracuję, a ty?
- Znajdzie się kawa? - potaknęłam głową. Parę minut później przed chłopakiem stał parujący napój, a ja sama zajęłam się ścieraniem stolików.
- Coś się stało? - zapytałam, kiedy cisza zaczęła mnie powoli irytować.
- I tak, i nie - wspięłam się na barowy stołek obok niego. Swoją drogą: czemu one są takie wysokie? 
- To znaczy?
- Clary nie chce ze mną rozmawiać - podniosłam pytająco brew.
- Heh... - uśmiechnął się smutno. - Moja najlepsza kumpela.
- Co takiego zrobiłeś? - jejku, jak ja nie lubię ciągnąć ludzi za język.
*Nathan*
- Spóźniłem się na ślub - wzruszyłem ramionami, a dziewczyna wyglądała jakbym ogłuszył ją patelnią. Wyjaśniłem sytuację.
- No... nie źle - skomentowała. Nastała głucha cisza.
- Dobra, Nath ruszaj się - spojrzałem na nią zdezorientowany. - Muszę zamknąć, a ty powinieneś biegnąć ją przeprosić.
Może miała trochę racji - spojrzałem na zegarek: 01:25.
- Lepiej poczekam do rana, zresztą baluje pewnie teraz na weselu..
- Nathan. Dochodzi wpół do jedenastej, myślę że zdążysz... - prawie wykręciłem jej rękę chcąc odczytać godzinę z zegarka na jej przegubie. 
- Idiota! Nie przestawiłem godziny po powrocie! - mówiąc to wbiegłem na zaplecze knajpki, w stronę tylnego wyjścia.
- Fridge! - usłyszałem za sobą wołanie. Ogólnie nie wiem czemu reagują na taką nazwę.
- Co? - rzuciła w moją stronę tulipany, które jeszcze przed chwilą stały w wazonie, na barze.
- Powodzenia - odwzajemniłem uśmiech i wybiegłem na ulicę prosto pod koła czarnego auta. No, co jakoś trzeba łapać w tym mieście taksówki. 

*** 30 minut później***

- Po raz trzeci tłumaczę, że nie mogę Pana wpuścić! - wielki jak dąb ochroniarz nie przepuszczał mnie w drzwiach.
- Ale ja jestem gościem! - ściśle mówiąc osobą towarzyszącą dziewczyny, która nie odbiera ode mnie telefonów. - Niech Pan przyprowadzi tu Clary..
- Chłopie, znajdź sobie inne miejsce na podryw... 
Nathan, myśl. Co tu robić? I nagle mnie olśniło...
- Panna młoda mnie zna! - wypaliłem zdesperowany. Olbrzym zniknął, a po chwili wrócił wraz ze... szkaradą w białej sukni. Musiałem się powstrzymać przed zwróceniem zawartości żołądka
- Pani profesor...
- Sykes! Co tu robisz? - pobladła na twarzy.
- Ja na Pani wesele - odparłem z szerokim uśmiechem, choć wewnątrz cały drżałem. Powiedzmy, że nie darzyliśmy się z psorką zbyt przyjacielskimi relacjami. Co ja mówię? Nie mieliśmy żadnych relacji. Kto w ogóle lubi matematyczki w ołówkowych spódnicach w szkocką kratę? Prrr... Do dziś to pamiętam. I jak wchodziła na moją ławkę żeby zamknąć okno. Yyy... Wzdrygnąłem się. Dość wspomnień.
- Zero przyzwoitości! Żeby w najpiękniejszy dzień w życiu nachodzi... - zaczęła coś mówić, gdy ze środka sali dało się słyszeć krzyk nastolatek.
- TO NATHAN SYKES!!! - uśmiechnąłem się pod nosem. I kto mówi, że sława jest zła?
- Widzi pan? Czekają na mnie - poklepałem ochroniarza po łopatkach i omijając osłupiałą białą mordę, zwaną inaczej panną młodą, wszedłem do środka.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Chłopakom by się podobało - impreza całkiem wymknęła się spod kontroli. Uśmiechnąłem się pod nosem i właśnie wtedy ją zauważyłem. Siedziała z boku w srebrnej sukience.. Ruszyłem w jej stronę. No to na trzy: raz, dwa, dwa i... 1/4... Wdech i..
- Czemu taka ładna dziewczyna podpiera ścianę? - zagadnąłem z uśmiechem al'a Nathan.
- Na oglądałeś się telenoweli w Hiszpanii?- oparłem się czołem o jej.
- Przepraszam.. Samolot się spóźnił i...  - w tym momencie szatynka mocno się we mnie wtuliła.
- Czyli się nie gniewasz? - zapytałem przez śmiech. Potaknęła głową. - To dobrze, bo tak w sumie to zapomniałem przestawić zegarka. - próbowała się wyrwać, ale mocniej objąłem ją ramionami.
Puściłem ją po chwili.
- A to na przeprosiny - wręczyłem jej pęk połamanych przy transporcie tulipanów, gdy uświadomiłem sobie moją wtopę było już za późno.
- Wygląda całkiem jak bukiet panny młodej - stwierdziła z powagą. Spojrzałem na nią zdezorientowany. - Tak się denerwowała, że narzeczony ją zostawi, że porwała róże..
Zacząłem się niekontrolowanie śmiać. Muszę być przy jej pierwszym porodzie, zobaczyć co będzie wyprawiać. Ała... Przystopuj Nath, żeby były dzieci, musi być... Zgiąłem się wpół, tłumiąc niespokojne skręty żołądka. Co ja za horrory tworzę? Ogólnie podziwiam faceta, który jej się oświadczył i nie zwiał. Będę musiał poprosić go o autograf..
- Ziemia do Nath'a. Jesteś tam? Nathan! - głos Clary wyrwał mnie z otępienia.
- Coś się stało?
- Nic..  
- Hej! Ty jesteś z tego zespołu, nie? Podpiszesz się nam? - nagle wyrosły przede mną dwie trzynastolatki.
- Pewnie.
*Clary*
Nathan, Nathan, Nathan... Przyszedł. Bez kumpli, bez zespołu. Sam. I zrobił to dla mnie. To najlepszy chłopak pod słońcem. Nie zastanawiając się długo, chwyciłam go za dłoń i pognałam na parkiet. No... dobrze. Tańczenie nie jest jego mocną stroną (przynajmniej takie weselne). No, ale nikt nie jest przecież idealny.

***2 dni później*** 

*Kayla*
- No, a w "Gold forever" to Nathy robi serduszko i pokazuje na mnie i na siebie! A w "Chasing the sun", kiedy gryzie go ta wampirka to wygląda jakby..
- Lily, dość! Wiem jak wygląda - mimo wszystko na moje poliki i tak wypłynął rumieniec. Dziewczynka przychodziła do kawiarni prawie codziennie i sama się dziwię, ale ją polubiłam. Miła, rezolutna, bezwstydna, wielka fanka The Wanted. Ale to do czego przyrównywała te scenę.... Dziesięciolatka nie powinna mieć takich skojarzeń. Co ja mówię? Ja nie powinnam o tym słyszeć. Jak ja mu spojrzę w twarz?
- Zrobiłaś się burakiem? - mała podniosła kąciki ust, chyba do maximum. Chociaż w jej przypadku nigdy nic nie wiadomo.
- Słuchaj - nachyliłam się przez kontuar w jej stronę. - Wcinaj te lody i buzia na kłódkę - przejechałam jej ścierką po nosie. O... i koniec mojej zmiany.
Na zapleczu zdjęłam firmowe ciuchy i chwyciwszy torbę udałam się do głównego wyjścia.
- Hej, Kayla - w drzwiach minęłam bruneta.
- Cześć, Nath - szłam dalej... Zaraz, zaraz... Nath? Przystanęłam raptownie i nagle rozległ się dźwięk tłuczonego szkła.
- Ty.. ty.. Ty go znasz? - usłyszałam osłupiały głos Emily.



Przepraszam. Bardzo, ale to bardzo. Przepraszam.
Dodaję rozdział po 3 miesiącach. Przepraszam.
Jest krótki i beznadziejny. Przepraszam.
Po prostu miałam mnóstwo pracy i mam zasadę, że nie dodaję rozdziałów póki nie skomentuję zaległych. Przepraszam.
Postaram się teraz dodawać rozdziały najrzadziej raz na 2 tygodnie lub miesiąc.
Jeszcze raz -> przepraszam <3

sobota, 7 września 2013

Nie wierzę, że on mógł zrobić coś takiego... #Dział 9)

***Gloucester***

 - Jessica, wstawaj! - usłyszałam głos mamy, po czym zostałam oślepiona promieniami budzącego się dnia.
- Mamuś jest sobota, no... - próbowałam przemówić mojej rodzicielce do rozumu.
- Na dole masz gościa - odparła chłodno.
- Gościa? - usiadłam na łóżku. Gościa? Molly była na tyle stałym bywalcem tego domu, że słowo "gość" w ogóle nie pasowało do jej określenia. Przyklepałam włosy ręką i narzuciwszy na siebie szlafrok, zeszłam na dół.
- Patricia? - zatrzymałam się na schodach, a oczy chyba wyszły mi na wierzch. Dziewczyna była cała roztrzęsiona. - A co ty tu robisz? - przytuliłam szatynkę.
- Ja... Byłam wczoraj u Nath'a - bez słowa poprowadziłam ją do swojego pokoju. Zostawiając ją na moim nieogarniętym łóżku. Zeszłam do kuchni i zajęłam się przygotowywaniem herbaty, jednocześnie szukając w lodówce czegoś na przegryzkę.
- Jess, co ona tutaj robi? - usłyszałam za plecami głos matki.
- Przyszła w odwiedziny - odpowiedziałam jakby to była najprostsza rzecz na świecie.
- Przyjaźnicie się?
- Mamo, to przecież jakby rodzina - chwyciłam kubki z napojem.
- Słońce, myślę że nie tobie o tym decydować - skarciła mnie. A ją co ugryzło? Drugi Nathan normalnie. To, że obydwoje są zrażeni do Patricii, nie oznacza, że nie można na nowo odratować jej związku z moim bratem. Przecież naprawdę do siebie pasują.
- Wiesz jaki jest Nathan; robi z igły widły. Uspokoi się i sam zrozumie, że nie potrzebnie się wściekł. Wszystko wróci do normy - odpowiedziałam i ruszyłam na górę.
- Przyniosłam herbatę - powiedziałam odkładając rzeczy na dół i przysiadając się obok dziewczyny.
- Pat, co się stało?
- On już mnie nie chce znać - wyszeptała, a w jej oczach zabłysły łzy.
- Na pewno nie jest aż tak źle...
- Jess, sam mi tak powiedział - przerwała mi i rozpłakała się na dobre. Nie pozostało mi nic innego jak wysłać sms-a do Molly.

*****

- Mówiłam, że to świnia! - do pokoju wpadła Mol i zaraz mocno przytuliła Patricię. Jej... Na nią to zawsze można liczyć... Zaraz, zaraz... Jak ona go nazwała?
- Molly...
- Nie, Ica. Tym razem go nie broń, zobacz jak ona wygląda - wskazała na gościa.
- Słuchaj, zapomnij o nim. Nie jest ciebie wart. Jeszcze wróci z podkulonym ogonem - pocieszała.

***pokój Clary***

- Coś, ty taki przygnębiony? - spytałam Nath'a podczas rozmowy przez skype'a.
- Nie jestem...
- Księżniczka nie oddzwania - przed kamerką wyskoczyły mi uradowane twarze Max'a i Tom'a.
- Jaka księżniczka? - spytałam przez śmiech. Nawet już trochę tęskniłam za tymi wariatami.
Odpowiedziały mi szmery, popychania, a po chwili połączenie zostało zerwane. Super...

Od: Nathy ♥
Treść: Sorry za imbecyli :)

Odpisałam pośpiesznie, że rozumiem czy coś w tym stylu. Po czym zaczęłam przeglądać materiały z uczelni. "Jaka księżniczka?" - chłopaki to mają czasem niezłe pomysły. Skwitowałam i wróciłam do lektury.

***trasa The Wanted***

- Czy wam się do reszty poprzestawiało w głowach? - spytałem, gdy zamknąłem okienko skyp'a. 
- Co my znowu takiego robimy? - wtrącił Parker.
- Wtrącacie się w nie swoje sprawy! - załamałem ręce. Jay położył mi rękę na ramieniu.
- Jesteśmy jak rodzina, mamy wspólne problemy - jakoś nie pocieszył mnie ten fakt. - Nie mogłeś jej normalnie tego powiedzieć? - wzruszyłem ramionami.
- Cześć. Jestem Nathan. Tak, z TEGO zespołu. A co jakby okazała się kolejną natrętną fanką?
- Młody, jakby nią była to od razu by cię rozpoznała. Zresztą sam mówiłeś, że dziewczyna żyła pod kloszem. To skąd miałaby nas znać?
- Sam nie wiem - rzuciłem spojrzeniem w stronę telefonu.
- Dobra, mam tego dość. Dzwoń - podał mi aparat.
- Wyjdę na desperata... - zacząłem.
- A nim nie jesteś? - wybrałem numer. Po dwóch sygnałach rozłączyłem się.
- No, chyba sobie żartujesz - Loczek zabrał mi komórkę i ponownie zadzwonił.

***pokój Kayly***

Obudziły mnie odgłosy wibracji. Dochodziła druga po południu, tak to jest, kiedy spędza się całą noc w sieci. Odebrałam połączenie, nie patrząc na wyświetlacz.
 - Hallo? - zapytałam niemrawo.

***po drugiej stronie słuchawki***
 
- Cześć. Kayla, tak? Mówi Jay - kolega Nathan'a. Właśnie podaję ci go do słuchawki - zakryłem aparat ręką i wymownie spojrzałem na Sykes'a, kręcił przecząco głową, co za dzieciak.
- Niestety, boi się podejść do słuchawki. Wiesz jak to jest, niby duży chłopak a strachliwy jak... - Młody wyrwał mi telefon z ręki i odepchnął mnie na bok.
- Kayla? Hej, to ja. No, tak... Cześć. Otworzyłaś? Właśnie nie wiedziałem jak ci to powiedzieć... Ale w porządku? Na pewno? Nawet nie wiesz jak się cieszę. I co sądzisz? Miło słyszeć. Obudziłem cię? Naprawdę? To będę już kończyć. Wracamy w czwartek. Yhmn... Do zobaczenia.
Po skończonej rozmowie opadłem na sofę. Ufff.. Jest w porządku. Mimo to.. tak przez telefon? Nie jestem pewny. Podoba jej się. Może to jednak z grzeczności?  Czemu ja się tak przejmuję?
- I co? - spytał Loczek.
- W porządku. Chyba - uśmiechnąłem się.
- To może wreszcie oderwiesz się od tej komórki?
Włożyłem telefon do kieszeni spodni i ruszyłem do salonu.
- I jak? Zadzwoniła? - wyszczerzył się Max. Rzuciłem mu zmęczone spojrzenie.
- Ja zadzwoniłem - wtrącił się Jay.
- To w końcu czyja to laska? - Tom.
- Niczyja - uciąłem. - Co oglądamy?

niedziela, 1 września 2013

No, chyba nie tej... #Dział 8)

***pokój Kayl***

Przecież się nie dowie... Można by ją otworzyć. Nie! Kategoryczne i ostateczne, nie. Poczekam do północy. Tik, tak, tik, tak... A właściwie to, która godzina? "22:49". Dopiero? To jakieś żarty. Czemu ten czas leci tak wolno? Ale w sumie, w Tokio jest już nad ranem. Co ja wygaduję? Nie mogąc dłużej patrzeć na kopertę wielkości małej paczuszki, schowałam ją do szuflady. Ufff.. nie kusi. Trzeba by się czymś zająć... Nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam. Obudziłam się koło dziewiątej rano. Ubrałam się, poukładałam w szafach i zeszłam na dół. Przywitałam się z Pheni. Stanęłam w drzwiach kuchni wpatrując się w przestrzeń przed sobą. I jak tu zacząć rozmowę?
- Ja.. chciałam podziękować pani za to wszystko - zawsze jakiś początek. Prawda? Nie jestem najlepsza w przełamywaniu lodów.
- Nie ma sprawy. I mów mi Pheni - odpowiedziała, nawet się do mnie nie odwracając. Nie pomaga.
Zapanowała cisza, przerywana tylko przez szum wody w zlewie.
- Może pomogę? - spytałam.
- Co z twoją edukacją? - zupełnie zignorowała moje pytanie. To zaczęło nabierać formy przesłuchania.
- Za dwa tygodnie skończę siedemnaście lat. Uczyłam się w domu. Przeskoczyłam klasę. Skończyłam szkołę - odpowiadałam krótkimi zdaniami. I tak jej to nie obchodziło.
- Jakieś studia? - kontynuowała.
- Od września.. A mamy początek marca - odparłam. Wiedziałam, że potrzebuję dyplomu, ale nie miałam pojęcia jakiego. Jedyna przyszłość jaką kiedykolwiek planowałam to z Julien'em - przyszywanym bratem. Techniczna strona muzyki i videoclipów to była nasza wspólna pasja. Bez przyszłościowe, puste, dziecięce marzenie...
Kobieta tylko potaknęła głową. Czułam, że jej przeszkadzam. Postanowiłam wyjść na ulice. Z dłońmi w kieszeniach przechodziłam się między knajpami, sklepami, latarniami...
"Zatrudnię kelnerkę" - mój wzrok przykuło ogłoszenie wystawione w szybie "Morning Cafeee". Cóż.. Coś przez ten rok i tak będę musiała robić. Niby miałam pieniądze na koncie po zmarłej Amy, ale dodatkowy wpływ gotówki nie zaszkodzi. Weszłam do środka i stanęłam przy wzniesieniu do kasy.
- Kawa, deser, pizza, obiad? - przede mną stała brunetka z blond pasemkiem z przodu.
- Yyyy, myślałam, że to tylko kawiarnia - odparłam.
- Nazwa jak widać zawodna. Trzeba się rozwijać. Zamawiasz coś? - widać, że zaczęła się powoli denerwować.
- Ja w sprawie pracy...
- Rety.. - przewróciła oczami. - Ralph! Do ciebie. Nowa - krzyknęła w stronę zaplecza, mierząc mnie, przy ostatnim słowie, spojrzeniem. Jakoś jej nie polubiłam.
Z zaplecza wyszedł mężczyzna koło czterdziestki, wyglądał dość sympatycznie. Zaczęliśmy rozmawiać.
- Czyli od 6.00 do 14.00 lub 14.00 - 22? Pięć dni w tygodniu. Soboty płatne extra. I zaczynam od poniedziałku?
- Tygodniowy okres próbny. Masz zmianę z Taylor - wskazał brunetkę. - Grafik jest tygodniowy i ruchomy. Od poniedziałku masz pierwszą zmianę, w piątek popołudnie i w sobotę jesteś od rana.
- Tak, jest - trochę to chaotycznie, ale może to dlatego, że szef wydaje się bardzo kontaktowy? Może rozumie jakieś "wypadki"? No w końcu zatrudnia młodzież, a ja jestem jedyną osobą, która nie może zwalić na egzaminy czy szkołę. Przynajmniej na razie.
- To dla ciebie - podał mi krótki czerwony fartuch, przewiązywany w pasie, z kieszonką na notes i długopis, na której zielonymi literami wyszyte było logo oraz czerwony daszek na głowę, również z logo. Nie jest tak źle.
Wychodząc z zaplecza usłyszałam jeszcze prychnięcie i słowa Taylor:
- Mówiłam, że nowa. 
I mam pracę, a wyszłam tylko na spacer. Nie wiem czemu aż tak cieszył mnie ten fakt. Nie jestem zbyt kontaktowym człowiekiem a zatrudniłam się jako kelnerka. Praca z Czarną Wdową - Taylor. Właśnie tak nazywałam ją w myślach. Niby nie ocenia się ludzi po pozorach, ale... Oj, tam jeszcze się do niej przekonam. Może. Sama w to nie wierzę.
Telefon za wibrował mi krótko w kieszeni, zwiastując nadejście sms-a.

Od: Fridge :D
Treść: I?

O co mu chodzi? Jejku, paczuszka! Siedziałam jak na szpilkach nie mogąc jej otworzyć, a teraz zwyczajnie o niej zapomniałam! Pędem puściłam się w stronę domu. "Dom" chyba mogę nazywać tak to miejsce, przynajmniej jako budynek. Tym razem, o dziwo, się nie zgubiłam.
- Kayla, obiad - usłyszałam zaraz, gdy przekroczyłam próg drzwi. Miałam ochotę zignorować tą informację i zamknąć się w pokoju, ale skoro mam pracować nad polepszeniem naszych relacji to...
Westchnęłam i przywołując na twarz życzliwy uśmiech, usiadłam przy stole.
- Co robiłaś? - pytanie zadane było życzliwym tonem.
- Przespacerowałam się i.. znalazłam pracę - odpowiedziałam.
- Naprawdę, a gdzie? - I tak rozpoczęła się lawina pytań, która z czasem przerodziła się we wspomnienia starszej pani na temat jej wcześniejszych zajęć, aż w końcu przybrała formę rozmowy. Byłaby to nawet miła odmiana, gdyby nie to, że naprawdę chciałam znaleźć się w swoim pokoju. A staruszka jakby się nakręciła - nie przestawała mówić. I tak o to minął najdłuższy obiad w moim życiu, po którym nastąpiła jeszcze herbata. W końcu zegar kuchenny wybił osiemnastą, Pheni przeprosiła mówiąc coś o jakimś serialu i zapraszając mnie do obejrzenia wraz z nią. Podziękowałam, wymigując się wielkim zmęczeniem i chęcią wcześniejszego położenia się spać, skierowałam się w stronę pokoju. Tam momentalnie odrzuciłam rzeczy na stojący w kącie wiklinowy fotel i wyciągnęłam z szuflady paczkę. Usiadłam z nią na łóżku i delikatnie rozerwałam kopertę. Teraz w dłoni trzymałam cienkie, kwadratowe pudełko owinięte szarym papierem, na którym odręcznie napisane było: "Tajemnica #1". Zaczęłam rozchylać papier...

***arena w Madrycie***

- Młody, wchodzimy za 3 minuty! Możesz zostawić ten telefon w spokoju? - do uszu dobiegł mnie głos Jay'a.
- Nie martw się jak kocha to zadzwoni - zaśmiał się Max. Jak ja go czasem nie znoszę. Nie wie o co chodzi, ale odezwać się musi. Odłożyłem telefon, pewnie i tak się już nie odezwie.. Westchnąłem, gdy usłyszałem pierwsze dźwięki "All Time Low", podskoczyłem kilka razy w miejscu i wbiegłem na scenę.

***wracamy do paczuszki***

Papier leżał u moich stóp. W ręce trzymałam plastikowe pudełko - płyta "The Wanted". Na okładce było jakiś pięciu chłopaków wraz z Nathan'em. Chyba to jakieś żarty. Chwyciłam laptopa i wpisałam nazwę w wyszukiwarkę... Prawię całą noc spędziłam na przeglądaniu różnych stron z informacjami o nich oraz oglądając wywiady i tym podobne. Uśmiechałam się przeglądając wpisy fanek, pisały naprawdę ciekawe rzeczy: od podziękowań, wyznań, do propozycji matrymonialnych. Zaczęło świtać.. Tego samego ranka założyłam konto na twitterze, poznałam kilka Prisoners, zgłębiłam zagadnienia związane z TWFanmily, WantedWednesday, ale także z innymi fandomami. Czułam się jakbym znowu bawiła się z Julien'em przeglądając i śledząc cudze kariery. Jednak pewnego rodzaju uczucie pustki kłębiło się we mnie. Nikomu nie napisałam, że znam wielkiego Nathan'a Sykes.. Ja znam Fridg'a, a raczej myślałam, że go znam... Chwyciłam jeszcze discman'a i włożywszy do niego płytę, położyłam się do łóżka. Byłam zmęczona, ale nie mogłam zasnąć. Wsłuchując się w melodyczne dźwięki, zastanawiałam się jaka powinna być moja reakcja i czemu nie powiedział mi tego wprost? I dlaczego czułam się rozczarowana i oszukana, skoro widywałam go dopiero tydzień i sama mu o wszystkim jeszcze nie powiedziałam. 


Rozdział dla Kinii :* - mojej pierwszej czytelniczki na tym blogu :) Na osłodę jutrzejszego dnia. Tak teraz możesz mnie wyzwać, za ten beznadziejny rozdział. :)

Witam, nową czytelniczki Dreamer ♥, Weronikę i nie ma problemu, będę Cię informować na tt. :)

Wszystkim życzę, aby ten powrót do szkoły nie był AŻ tak straszny. Damy radę :) 
 

piątek, 30 sierpnia 2013

The Versatile Blogger + Sprawa do Was :)

Dostałam dwie nominację, za które bardzo dziękuję, od: Justyna Sykes i Rina L. :)

Zasady:

- podziękować za nominację osobie, dzięki której zostałeś włączony do gry
- pokazać na blogu nagrodę Versatile Blogger Award
- ujawnić 7 faktów dotyczących własnej osoby
- nominować 15 blogów, które według nominowanego na to zasługują
- poinformować o fakcie nominowania autorów blogów
 
 
 
Fakty o mnie (bo to kogoś interesuje ^^):
 
1. Mój telefon służy mi za mp3, mp4, przeglądania blogów -  internetu... Ciekawe czy umie dzwonić? Muszę to kiedyś sprawdzić. :)
2. Przed snem zawsze czytam imagin'a. Biorąc pod uwagę, że szukam ich przez wyszukiwarkę, zazwyczaj zamiast jednego czytam wszystkie zamieszczone na blogu. :)
3. Działam tylko pod wpływem presji, czyli robię wszystko na ostatnią chwilę. xD
4. Szanuję Anonimy (sama nim jestem) i po prostu krew mnie zalewa, kiedy wiedzę jak ludzie piszą: "anonim = hejter". -,-
5. Jako "Lose my mind" funkcjonuje od roku, ale zwykły anonim był dużo wcześniej. :)
6. Staram się być wegetarianką. "Staram się", bo jakoś do rodziców to nie dociera i raz w tygodniu ładują we mnie mięso. :( 
7. Mam dobrą pamięć. Pamiętam wszystko, zwłaszcza rzeczy, o których chciałabym zapomnieć.
8. Mam swoją filozofię i odmienne poglądy na większość tematów.
9. Nigdy nie zapominam i w pełni nie wybaczam - udaję, że nic się nie stało.
10. Uwielbiam koty. ^^
11. Marzę o menagerstwie, trochę o reżyserce (bardziej pod względem videoclip'ów), ale nie mam odwagi się za to wziąć. Czyli później będę płakać (jakbym już tego nie robiła).
12. W swoim pokoju mam około 20 kaktusów. :)
13. Słucham wszystkiego co w padnie mi w ucho, przeglądam nowości, teledyski itp., kiedyś było to hobby, teraz wręcz chora pasja. :)
14. Zbywam większość pytań. Po prostu wiem, że jak się rozgadam to powiem za dużo.

Nominuję, ale nie wszystkich informuję, bo wiem, że niektórych to strasznie wnerwia (grzecznie mówiąc) ^^. Poinformuję pod nowymi rozdziałami :)
Te powyżej + wszystkie blogi, które czytam :) 
  

Sprawa do Was :) 

Chciałam Was poinformować (zaprosić?) na moje pozostałe blogi:
 
1) Don't tell me that one day will be the end...
2) A good day to tell end... - to opowiadanie jest całkiem nowe. Nie wiem... Mnie się wydaję, że jest trochę inne, gdyż historia zaczyna się z końcem The Wanted. Zajrzyjcie, proszę. :) Nie każe Wam czytać, ale byłoby miło, gdybyście się rozejrzeli. :)

To, na tyle :)
     Do kolejnego napisania :)

wtorek, 27 sierpnia 2013

Walizka, Patricia, wesele, telefon - pomocy... #Dział 7)

***mieszkanie The Wanted, pokój Sykes'a***

Obudziły mnie krzyki dochodzące z salonu. Przewróciłem się na drugi bok. Nie dam dźwiękom tej satysfakcji! Nie wyrzucą mnie z łóżka! Ehmn, otworzyłem oczy przed, którymi widniały czerwone plamy. Zamrugałem kilka razy. Plany przybrały kształt cyfr: "16:28". Moja głowa ponownie zanurkowała między poduszki. Zaraz, zaraz... Która? Wytrzeszczyłem oczy i zerwałem się z łóżka. Co ja robiłem w nocy? Przewrócony laptop na podłodze posłużył mi jako odpowiedź. Zasnąłem koło szóstej - siódmej nad ranem. Hmn.. i tak długo spałem. Zszedłem do chłopaków.
- O.. jest nasza śpiąca królewna! - uśmiechnął się Siva.
- Taaa... Czemu mnie nie obudziliście? - spytałem kierując się do lodówki. Jak zwykle była prawie pusta, a to nowość. - Który miał zrobić w tym tygodniu zakupy? - Popatrzyli na mnie zdegustowani. - Czyli, że ja?
- Młody randkuje i o obowiązkach zapomina - wyszczerzył się Max. Posłałem mu zmęczone spojrzenie.
- Pamiętałem.. Po prostu i tak jutro wylatujemy.. Pójdę po powrocie...
- Już to widzę. Pewnie Clara zrobi, jak zawsze - Jay. Śmiech pozostałych wyrażał aprobatę.
- Lubicie ją wykorzystywać, nie? - usiadłem przed telewizorem.
- My? To ty po nią dzwonisz - uśmiechnął się Seev, a moja komórka, jakby wyczekując tego momentu, zaczęła wibrować. Podniosłem ją do ucha, ku ucieszeniu pozostałych.
- No, cześć Clar - powiedziałem do aparatu, a chłopcy wybuchli śmiechem. Wywróciłem oczami. - No, okej. Już się loguję - zakończyłem połączenie i nie zważając na reakcje chłopaków. Poszedłem do swojego pokoju, odpaliłem laptopa, uprzednio przepraszając go za noc spędzoną na podłodze i zaklinając w myślach aby się włączył. Zalogowałem na Yahoo...

CLARA :) : Co tam? ^^
NATH ♥ : Ty dzwoniłaś :P Pakuję się. Z czym problem?
CLARA :) : Pakujesz się? o.O Hahahahahaha, czyli rzucasz rzeczy do walizki :D
NATH ♥ : Ty w ogóle we mnie nie wierzysz :(
CLARA :) : Oj, nie płacz. <3
NATH ♥ : I tak nie zamierzałem :* Więc...?
CLARA :) : Pff... Nijakie "więc". Nie mogę już z tobą normalnie porozmawiać?
NATH ♥ : Nie możesz :D Clar, nie urodziłem się wczoraj...
CLARA :) : Kuzyn się żeni.
NATH ♥ : GRATULACJE :) Który?
CLARA :) : Joy.
NATH ♥ : O.o? Kim jest ta męczenniczka i czym zasłużyła sobie na tak wielką karę?
CLARA :) : Hahahahahaah - twoja była matematyczka. :D
NATH ♥ : Żartujesz.
CLARA :) : Nie.
NATH ♥ : Wiedziałem, że sprawiedliwość, kiedyś nastąpi. Hahahah chciałbym to zobaczyć :D
CLARA :) : Chcesz?
NATH ♥ : ??
CLARA :) : Mam wolne miejsce.. Osoba towarzysząca *wywraca oczami*
NATH ♥ : Czy to ma być zaproszenie? *unosi brew*
CLARA :) : Nie. Sugestia :P
NATH ♥ : Aaaa, prawdopodobnie panna młoda (jak spróchniałe drewno) dostałaby zawału na mój widok. A znając twoją rodzinę to.... same dzieciaki i staruszki? :P
CLARA :) : No widzisz - towarzystwo w sam raz dla ciebie :p
NATH ♥ : Hahahahahah :(
CLARA :) : I tak się śmiejesz pod nosem.
NATH ♥ : Jak ty mnie znasz :) Będziesz się tam nuuuuuudzić...
CLARA :) : A widzisz :) Nie...
NATH ♥ : Przyznaj się :)
CLARA :) : Będzie mi się strasznie nudziło, jeżeli będę tam sama. ZADOWOLONY?
NATH ♥ : I to bardzo :) Gdzie i kiedy?
CLARA :) : Manchester. Za 2 tygodnie - czwartek.
NATH ♥ : We wtorek wracamy z trasy...
CLARA :) : Ok, rozumiem.
NATH ♥ : Po prostu nie wiem czy nam coś nie wyskoczy... Postaram się być, ok? Ale nie obiecuję.
CLARA :) : Nie musisz.
NATH ♥ : Ale chcę. Jak nie zobaczę na własne oczy, że oni się żenią to nie uwierzę :D
CLARA :) : Tylko nie zemdlej z tej ekscytacji :P Dzięki. :)
NATH ♥ : No, oczywiście. Skaczę po pokoju... *ironicznie*
CLARA :) : Spadaj się pakować. Pa :)
NATH ♥ : Dam radę. Cześć.

"19:48"  - Nie no, dam radę. Wyciągnąłem walizkę spod łóżka. Po co ja się w ogóle rozpakowuję? Więc: spodnie, bluza, koszulki, bielizna, buty, skarpety... czapki. Hmmnn..
- NATHAN! 
- Co? - wszedłem do salonu. Muszą mi przeszkadzać? Jay wskazał ręką w stronę drzwi. Powędrowałem za nią wzrokiem i... wybałuszyłem oczy, a cały humor ostatecznie opuścił moje ciało. Czy to będzie nieodpowiednie, jeżeli każę chłopakom zatrzasnąć drzwi i wrócę do siebie?
- Patricia, co ty tu robisz? - spytałem chłodno, kiedy podszedłem do drzwi.
- M.. Możemy porozmawiać?
- Pat, nie mamy o czym - odparłem.
- Nath... - zainteresowane spojrzenia chłopaków spoczęły na nas. Wyszedłem na klatkę i zamknąłem drzwi.
- Czego ty jeszcze chcesz?
- Bo ja... ja... bo... my... Daj nam jeszcze jedną szansę - sarkastyczny uśmiech wkradł się na moje usta.
- Nie ma żadnego nas i już nigdy nie będzie. Idź sobie - uciąłem. Złapała mnie za dłoń.
- Nathan, przepraszam - w jej oczach pojawiły się łzy.
- Kurde, Pat. Zostaw mnie w spokoju..
- Ale to było tylko raz, to nic nie znaczyło - broniła się. Czułem jak ulatuje ze mnie cała wściekłość, został tylko żal i smutek.
- Gdyby ci zależało nie zrobiłabyś tego..
- Ale ciebie wtedy nie było - te słowa uderzyły we mnie z mocą pioruna. Ona sama wydawała się nimi zaskoczona.
- Nie było.. i nie będzie. Nigdy - wszedłem do mieszkania i zamknąłem za sobą drzwi. Zatrzasnąłem dziewczynie drzwi przed nosem. Pięknie. Chłopaki popatrzyli na mnie pytająco, wzruszyłem ramionami. Zamknąłem się w pokoju i rzuciłem na łóżko. Nie chciałem tego, ale moje oczy robiły się coraz bardziej mokre. Kurde, nie chciałem tego. Nie chciałem jej znać, na nią patrzeć, ale ją kochałem i to mnie tak cholernie boli.. Nie, nie dam jej tej satysfakcji! Dość już przez nią wycierpiałem. Wróciłem do pakowania. Walizka jest! Jeszcze tylko ładowarka i laptop... Dźwięk przychodzącej wiadomości ponownie przerwał moją pracę.

                                                  Od: Kayla :)

Treść: Zły Nathan :(


Uśmiechnąłem się pod nosem.

Do: Kayla :)
Treść: Bardzo :) Wytrzymasz.

Od: Kayla :)
Treść: A co jak do jutra umrę?

Do: Kayla :)
Treść: Nie umrzesz :) Masz powód aby żyć :D

Od: Kayla :)
Treść: Oczywiście. :( Powiesz? :)

Do: Kayla :)
Treść: Jutro się sama dowiesz :) A... i włącz roaming w telefonie.

Od: Kayla :)
Treść: Dzięki... Po co? O.o

Do: Kayla :)
Treść: Proszę :) Bo tak.

Od: Kayla :)
Treść: Dużo jeszcze tych sekretów? :(

Do: Kayla :)
Treść: Mniej niż u ciebie... Parę naście tysięcy :D

Telefon milczał przez kolejne piętnaście minut. 


Do: Kayla :)
Treść: Obraziłaś się? :(

Od: Kayla :)
Treść: Nie. Liczyłam swoje tajemnice :P

Do: Kayla :)
Treść: I ile ci wyszło? :)

Od: Kayla :)
Treść: Tajemnica.

Do: Kayla :)
Treść: Nie wykorzystuj moich słów przeciwko mnie!

Od: Kayla :)
Treść: Nigdzie nie pisało, że nie można.

Do: Kayla :)
Treść: Ale teraz już wiesz. Nie można.

Od: Kayla :)
Treść: Czemu?

Do: Kayla :)
Treść: Bo ja tak mówię :)

Od: Kayla :)
Treść: A kto się ciebie słucha? :P

Do: Kayla :)
Treść: Ty.

Od: Kayla :)
Treść: Yhmn :)

Do: Kayla :)
Treść: Nie ironizuj :D Prawda. Idź spać. Pa :)

Od: Kayla :)
Treść: Nie pójdę :p Na przekór.

Do: Kayla :)
Treść: Otwórz paczkę. Na przekór - nie otworzysz :D

Od: Kayla :)
Treść: Jesteś złośliwy :( 

Do: Kayla :)
Treść: Tak jak ty? :) 

Od: Kayla :)
Treść: Chciałbyś, pa.  

Do: Kayla :)
Treść: Tylko włącz :) Kolorowych.


Skończyłem się pakować... Rano przyjechał po nas Kev i udaliśmy się na lotnisko -> przystanek Hiszpania.


                                                                            
Rozdział dla Anonimka :)
Jeżeli chodzi o częstość dodawania rozdziałów, to staram się je dodawać raz na tydzień.
Na ten blog pisanie idzie mi dużo szybciej także pomyślę nad dodawaniem częściej, ale wszystko zależy od czasu. :)



 

 

środa, 21 sierpnia 2013

Sama wiem co dla niego najlepsze... #Dział 6)

***obserwując sytuację z boku (obiektywny obserwator)***

- Mamo, wychodzę! - głos blondynki poniósł się po całym domu, a nogi nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź wyszły po za próg. Dziewczyna raźnym krokiem ruszyła przez ulice, skracając sobie drogę przechodząc przez cudze posesje. W końcu dotarła do pierwszego wysokiego zabudowania. W windzie złapała za komórkę, prędko wybierając znany na pamięć numer.
- Trzy, dwa, jeden.. - zaczęła odliczać nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź. Drzwi rozstąpiły się ukazując przyjaciółkę z telefonem w ręce. Szybko zerwała połączenie i rzuciła się na koleżankę.
- Molly! -  cały czas nie wypuszczała jej z ramion.
- Jess! - wykrzyknęła szatynka, kiedy już udało jej się złapać oddech. Dziewczyna spędzały ze sobą każdą wolną chwilę. Niekiedy widywały się kilka razy dziennie, jednak przywitania zawsze wyglądało tak samo: krzyki i uściski - nie ważne czy w domu, czy na środku ulicy.
- Wchodź - Mol pociągnęła gościa w stronę swojego pokoju, gdzie jak zwykle usiadły koło wielkiego okna na olbrzymich poduszkach. Młoda Sykes zazdrościła koleżance tego widoku. Jej pokój, co prawda na piętrze, ale nie dawał takiego poczucia oddalenia od rzeczywistości. Nieraz zdarzało im się z okna na piątym piętrze obserwować ludzi spieszących ulicami Gloucester, komentując ich w różnoraki sposób i obmyślając powody ich różnych zachowań.
- No, więc? Mów, co jest? - Molly trąciła ramieniem Jess, kiedy już cały prowiant został ustawiony na podłodze, a telewizor w kącie, na stacje muzyczną.
- J-j-j-j-j-j-j-j-j-j-j-j-j-j-j-j-ESS - Jessica ocknęła się.
- No wiesz... chodzi o Nath'a
- A co on znowu zepsuł? - spytała szatynka. Napotkawszy surowe spojrzenie koleżanki, westchnęła teatralnie. Po tylu latach znajomości z rodziną Sykes'ów, jedyne co widziała w "gwiazdce pop'u" to wkurzającego brata swojej najlepszej przyjaciółki. Mimo tego, Jess nie pozwalała mówić o nim złego słowa. Nastąpiła głucha cisza.
- Rozmawiałaś z Patricią, prawda? 
- Tak, ale słuchaj... Ona naprawdę tego wszystkiego żałuje. Nath nawet przez telefon wydaje się osowiały, a jeszcze ta głupia piosenka... A była z nich przecież taka idealna...
- Stop! Jess wolniej. Jaka piosenka?
- "Warzone" - jej odpowiedź napotkała pytające spojrzenie. - Jeszcze nie wyszła.
- Aaa, okej.. - chwila ciszy. - Rozmawiali w ogóle o tym?
- W sensie... Pat próbowała, ale w niego jakby jakiś osioł wstąpił. Nie chce słuchać. 
- Może by tak im jakieś spotkanie zorganizować?
- Nie ma kiedy.. - westchnęła blondynka. - Chłopcy jadą do Europy, a jak wrócą to i tak pewnie się nie ruszą z Londynu.. A przecież nie wepchniemy mu jej do domu.
- Racja... O ile lepiej by było jakby mieszkali tutaj... 
- Właśnie. Nawet nie wiesz jak mi się na nią ciężko patrzy. Pat to teraz taki wrak człowieka. Ona naprawdę to przeżywa. Sama nie wie, jak mogła go zdradzić? 
- A może coś w tym jego winy? No wiesz... Praktycznie cały czas gdzieś jeździ, nigdy go nie ma...
- Może... - Jessica wzruszyła ramionami. Teraz obie wpatrywały się w ekran telewizora, gdzie jak na złość leciało "Gold Forever"...

*w tym samym czasie w centrum handlowym, w Londynie*

Clara od godziny chodziła po przeróżnych sklepach w poszukiwaniu jednej pary butów. Wesele kuzyna zbliżało się wielkim krokami. Jednak nie obuwie stanowiło jej największy problem. Osoba towarzysząca... Pięknie, tylko kogo miałaby zaprosić? Obracała się bardziej w żeńskim towarzystwie... No, dobrze. Bądźmy szczerze prócz Nath'a nie przyjaźniła się z żadnym "normalnym'' osobnikiem płci przeciwnej. Nathan? Nie... to głupi pomysł, mimo wszystko.. Powróciła wzrokiem do półek, gdy jej oczom ukazały się buty z firmy Nareeshy. Uśmiechnęła się krzywo. Gdyby miała lepsze kontakty z dziewczyną pewnie ta pomogłaby jej... jakoś. Fakt był taki, że ani z nią, ani z dziewczyną Tom'a nie potrafiła znaleźć wspólnego języka. Nie łatwiej było z samymi chłopcami. Spędzała z nimi sporo czasu, ale bardzo się przy nich pilnowała. Niekiedy nie wiedziała jak się zachować. To właśnie dlatego zrezygnowała z kręcenia "WantedWednesday", choć oficjalnym powodem były oczywiście: studia. Brakowało jej tego. Zwłaszcza teraz, kiedy ich relacje uległy znacznej poprawie. Westchnęła cicho i biorąc wcześniej zauważoną parę butów, ruszyła do kasy. Miała już dość zakupów na ten dzień.
- Clara! - usłyszała, gdy wyszła ze sklepu.
- Patricia? - była wyraźnie zdziwiona.
- Bo ja.. tak... Buty od Nari? - spytała.
- Co? - teraz spojrzała na swój zakup. - Cholera.. - szepnęła i podnosząc wzrok na zielonooką, potaknęła.
- Co, co u chłopców? 
- Jadą w trasę. Informacje są na stronie - odparła oziemble i wyminęła ją.
- A co z Nath'em? - spuściła głowę.
- Jedzie z nimi.
- Clara, wiesz że nie o to mi chodzi!
- Patricia! Co ja mam ci mówić? - odwróciła się w jej stronę. - Że zachowałaś się jak ostatnia szmata? I wiesz, co? Weź ty się od niego w końcu odczep!
- Yyyy, przepraszam? Którędy do Starbuck'a? - średniego wzrostu dziewczyna wpatrywała się to w jedną to w drugą stronę.
- Schodami na trzecie piętro - odparła Clara i odeszła, mijając oniemiałą Pat.

***Starbuck, pięć minut później***

- Kayla, trafiłaś. Brawo.
- To nie było znowu jakieś trudne - przewróciła oczami i kopnęła chłopaka pod stołem.
- Auu, okej, okej. Przepraszam, że zwątpiłem w twoją wspaniałą orientacje w terenie! - zaśmiał się.
- Nie, tak za bardzo w moją - przesunęła w jego stronę telefon komórkowy. Spojrzał.
- GPS? Serio? - zaczął się niekontrolowanie śmiać.
- Siedzę z idiotą...
- Ej, to zabolało - minka zbitego szczeniaka.
- No, dobrze. To jaki jest cel tego spotkania, oprócz udowodnienia, że w ogóle nie znam Londynu?
- Bo jest taka mała sprawa... - podał jej zaklejoną kopertę. - Otwórz w piątek.
- Nath, co to?
- Dowiesz się później. Jak się żyję z moją babcią?

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Przypadki podążają za ludźmi... #Dział 5)


- Przepraszam, wiesz może gdzie mieszkam? - zapytałam z rozbrajającą szczerością. Dopiero teraz podniosłam wzrok na ową osobę. Przede mną stał wysoki mężczyzna z brzuchem (tak, szczupła się odezwała ;p ). Z twarzy przypominał osiedlowego pijaczka. No, ale cóż.. Pytanie padło. Ruszył dalej. 
- Bardzo dziękuję za pomoc! - krzyknęłam za nim odrobinę podminowana. Mężczyzna przystanął i odwróciwszy się w moją stronę, podszedł. Czego chciał tym razem? Lekki strach dał o sobie znać, jednak rozbrajający uśmiech na twarzy nieznajomego, szybko go rozwiał.
- Gdzie mieszkasz? - spytał. No, właśnie sama chciałabym to wiedzieć.... Uśmiechnęłam się bezradnie. Przejechał dłonią wzdłuż twarzy. - A z kim?
- Z Pheni...Smilest, Smilist.. - Diabli niech wezmą moją pamięć do nazwisk i imion! Czułam, że robię z siebie jeszcze większą idiotkę.
- To jakaś ukryta kamera? - zaśmiał się, ale napotykając moje poważne spojrzenie dodał. - Nie potrafię ci pomóc. Najlepiej zgłoś się na policję - chwile mi się przyglądał. - Zaprowadzić cię?
Czy on nie wierzy w moją orientację w terenie? Nie dziwię się.
- Nie, dzięki. W razie czego po nich zadzwonię - pożegnałam się. Tak, zadzwonię z rozładowanej komórki, która została w domu... Po prostu poszłam, gdzie mnie oczy poniosły.

*dom Wanted'owców*

Siedziałem w fotelu na przeciwko telewizora. Nadawali właśnie jakiś film akcji z Smith'em. Sam z resztą nie wiem. Ze słuchawkami w uszach, poddałem się rozmyśleniu. O niej... O mojej a raczej już nie, Patricii, kiedy usłyszałem huk otwieranych drzwi. Rzuciłem okiem na zegar stojący na prawym głośniku - na powrót chłopaków było znacznie za wcześnie. Oj, Nathan.. Czy ty się kiedyś nauczysz zamykać drzwi na klucz? Wszedłem do kuchni...
- Co ty tu robisz? - spytałem Kev'a. Zdziwiłem się jego obecnością. Dopiero co skończył pracę, czyżby aż tak się stęsknił, w ciągu tych dwóch godzin?
- A, nic. Tak przyszedłem, pogadać - odparł jak gdyby nigdy nic, wyjmując piwo z lodówki. Ach, tak. Częstuj się.
- O czym? - spytałem siadając przy stole. Skierował w moim kierunku puszkę z trunkiem. Potrząsnąłem głową w geście odmowy.
- Noo.. Nie wiem.. Co tam u was?
- Kev, widzieliśmy się chwilę temu - westchnąłem i kontynuowałem. - Siva u Nar, Tom z Kels, Max i Jay poszli gdzieś odreagować - udawałem, że wlewam w siebie zawartość wyimaginowanej butelki.
- Aha, a ty czemu tu tak?
- Jakoś nie miałem ochoty. Dobra, mów co z tobą.
- Mam pierwszą psychiczną fankę.
- Że co? - zdziwiłem się. - Gratulacje!
- Tyle, że wiesz... No, bo z jakąś godzinę temu zaczepiła mnie na ulicy jakaś dziewczyna, pytając czy, całkiem przypadkiem, nie wiem gdzie ona mieszka? - wyłupiłem oczy, a to takie coś nawet jeszcze mi się nie przytrafiło.
- I co dalej? - wypytywałem.
- Nic, nie znała adresu, nie wiedziała jak nazywa się osoba, z którą mieszka - jakaś Pheni podobno, ale nazwiska nic. Ale ci powiem, że na pewno nie Brytyjka. Taka ciekawa karnacja i...
- Zaraz, zaraz. Że z kim mieszka? - spytałem otępiały.
- No, z jakąś Pheni, ale uwierz taką ksywkę może mieć co druga osoba w Londynie. A z resztą poleciłem się jej zgłosić na policję i... - dalej go nie słuchałem. Gdzie ta komórka? W przedpokoju odnalazłem swoją kurtkę, przeszukałem kieszenie - jest. Szybko wybrałem numer.
- Nath, co jest? - uciszyłem gościa ruchem ręki.
- No, hej babciu...... Słuchaj nie mam za bardzo czasu... Ale daj mi powiedzieć... Tak wpadnę przed wyjazdem, ale..... Babciu, no! ..... Okej, przepraszam za ton...... Ale.... Jest u ciebie Kayla?.... Tak, wiem chodzi o tą dziewczynę co z tobą mieszka..... Jest w domu?.......... To sprawdź........  Po prostu jestem ciekaw....... Proszę.... - dało się słyszeć kroki na schodach. Popatrzyłem na Kevin'a, już miałem mu wszystko wytłumaczyć, kiedy z drugiej strony aparatu odezwał się głos.
- Jak to nie ma?..... Nie, spokojnie...... Znajdzie się, na pewno...... Dobrze..... Zadzwonię później, cześć - i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź przerwałem połączenie.
- Gdzie widziałeś tę dziewczyną? - spytałem.

*** gdzieś***

Ding, dong, bing bang, mamy godzinę dwudziestą trzecią, a ja za choinkę nie wiem, gdzie jestem? Znaczy wiem. W tym samym miejscu, gdzie spotkałam nieznajomego, czyli dreptam w miejscu. Po prostu świetnie...
- Kupić ci obrożę z medalikiem? - usłyszałam za sobą czyjś głos. Odwróciłam się w daną stronę i momentalnie rzuciłam się na szyję mówcy. Wydawał się zszokowany moją reakcją, cóż ja też, ale teraz liczy się to, że przeżyję!
- Co tu robisz? - puściłam go i odsunęłam się.
- Zgubiłem się - Nath uśmiechnął się pod nosem, wzruszając ramionami.
- Powinieneś zgłosić się na policję - odparłam z powagą.
- I kto to mówi? Chodź - chwycił mnie za rękę.
- Ale gdzie? - przystanęłam.

***innymi oczami***
 
- Pomyślałem, że wracasz do domu.. Odprowadzę cię... To po drodze - odparłem na jej nieme pytanie.
- To idziemy...
- Kayl?? - odwróciła się, unosząc brwi. - To tędy - wskazałem odwrotny kierunek do jej zamierzonego.
- Przecież wiem - uśmiechnąłem się tylko kpiąco. Chwilę szliśmy w ciszy.
- Frid.. Znaczy Nathan - szybko się poprawiła, podniosłem na nią wzrok. - Ja się w cale nie zgubiłam.
- To, tak jak ja - spojrzała na mnie pytająco.
- Oj, przyjmijmy, że po prostu wpadliśmy na siebie, to po co mamy wracać oddzielnie w jednym kierunku? 
- Racja - widać było, że poczuła się lepiej. Doszliśmy pod właściwy adres. Weszliśmy do środka i od razu rozległ się szczerbiot mojej babci.
- Nathy, co tam u ciebie? Jak się masz? Zostaniesz? - grom pytań spadł na moją głowę.
- Babciu jest już późno. Pójdę do siebie - jej odpowiedzi nie słyszałem. Wzrokiem szukałem Kayl. Ona to ma talent do znikania.. Znalazłem ją w pokoju na górze. Oparłem się o framugę drzwi. Dopiero po pewnej chwili mnie spostrzegła.
- A co ty tutaj robisz? - spytała. Wzruszyłem ramionami.
- Co ci strzeliło do głowy z tym spacerem? - kąciki moich ust powędrowały do góry.
- Nic... Zresztą.. Miałam wszystko pod kontrolą.
- Tak, - chwila cisz - słuchaj podaj mi swój numer - znowu to dziwne spojrzenie. - No, wiesz... Na wypadek gdybyś znowu.... wybrała się zwiedzać okolicę - w końcu znalazłem adekwatne wyjaśnienie. Dziewczyna podała mi rząd cyfr. Wpisałem je w komórkę i od razu wybrałem nowo wpisany numer. W pokoju panowała głucha cisza.
- Gdzie masz telefon? - spytałem. Uderzyła się otwartą dłonią w czoło.
- Bateria mi padła - odparła.
- Lepiej ją naładuj - rzuciłem przez uśmiech kierując się ku drzwiom. Z tą dziewczyną naprawdę jest coś nie tak.
- I Kayl - zatrzymałem się jeszcze - noś ją przy sobie, bo inaczej naprawdę będziemy zmuszeni zainwestować w smycz - wywróciła oczami i już chciała coś powiedzieć, kiedy przerwałem jej. - I w kaganiec przy okazji też. Nie pyskuj. Cześć - z bananem na twarzy zszedłem na dół. Cudem udało mi się przekonać babcie, że naprawdę nie mogę zostać na noc. Znalazłszy się na powietrzu ruszyłem tą samą drogą powrotną. Tak, bardzo po drodze mieszkam...

W domu przywitały mnie krzyki chłopaków:
- Młody, gdzie ty byłeś? - i po co Clara im mówiła o Pat? Teraz nie będę mógł wyjść z domu, bo oni od razu myślą, że idę zrzucić się do Tamizy.
- Zgubiłem się - odparłem z nieschodzącym cały czas uśmiechem i zniknąłem w swoim pokoju.

***obiektywny obserwator - godzina trzecia nad ranem***

Ludzie w domach śpią, z imprez wracają. W spokojniejszej dzielnicy Londynu, w domu niepozornej staruszki, w pokoiku na piętrze pali się światło. Tam, na podłodze wśród stosu rzeczy, między otwartymi walizkami siedzi ciemnowłosa dziewczyna. Po raz kolejny przekopywująca się przez ten sam bałagan w poszukiwaniu jednej, maleńkiej ładowarki...


                 Just life... Enough :)


poniedziałek, 29 lipca 2013

Bo ty musisz być... Musisz żyć, choć nie chcesz... #Dział 4)

Czasem ciężko się podnieść, lecz niektórzy zostali stworzeni do podtrzymywania innych, zwiedzania podziemi. Chronienia innych przed upadkiem.

*gdzieś, gdzie nie zajrzał jeszcze wzrok*

- I just gotta let it go
I should'a know
I gotta learn to say goodbye now
I throw my armour down
And leave the battleground
For the final time now
I know I'm running from a warzone







*cztery ściany, materac*


Człowiek to jednak złożona istota. I to dość ironiczna. No, bo patrzcie na nas; co innego sobie stawiamy za cele, do innego dążymy, a na koniec i tak nic nie dochodzi do skutku. Homo sapies - człowiek myślący, gatunek rządzący.. Taaa...

"Jak tu cicho. Czasem dobrze posiedzieć w spokoju, z dala od tego gwaru i krzyku. Taaaa... błoga cisza. Nie sądzisz? Ehmn.. Czyli będę prowadził monolog, tak? Z drugiej strony to dobrze, wreszcie porozmawiam z kimś na równym poziomie intelektualnym. Nie łatwo znaleźć sobie tak doborowe towarzystwo..." - On tak serio? Wczorajsza rozmowa, a raczej wymiana zdań o tak zwanym "wszystkim i niczym" na trwałe zaprzątała moje myśli... Coś z nim jest nie tak... "To... Trzymaj się, Mała." - Ciekawe czego? On nic nie rozumie.. A może wie więcej niż się przyznaje? Może ma racje?
Wzięłam w dłoń iphon'a. Popatrzyłam na wyłączony ekran. Z czarnego szkła patrzyło na mnie dwoje oczu, zasnutych mgłą, bez jakiegokolwiek przejaśnienia. "I co ja mam z sobą zrobić?" -  wyrwało mi się z zasuszonego gardła. "Spróbujcie się dogadać, co?'' - głupie wspomnienia nawiedzały moją podkorówkę. A może to wyrzuty sumienia, poczucie odpowiedzialności? Sama nie wiem. W każdym razie coś każe mi wstać. Każe istnieć, choć chętniej odpłynęłabym jak najdalej...
 
* ściany pokryte regipsem, mikrofony i nas pięcioro*

-(...) Standing here in this burning room
You know the end could never come so soon
.................
- Nathan!! - po raz już któryś dziś słyszałem podniesiony głos wzywający mojego imienia.

- Co? - spytałem lekko otępiały. Co się dzisiaj ze mną dzieje?
- It's clear to me... ? - popatrzyłem na Jay'a jak na jakiegoś kosmitę. O co mu chodzi? Po chwili doznałem olśnienie, z rozmachem uderzyłem się dłonią w czoło. Szkoda, że nie pomyślałem aby wcześniej rozluźnić pięść. Jęknąłem cicho wywołując tym samym śmiech chłopaków. Wywróciłem oczami, gdy nagle podbiegła do mnie szatynka.
- Nic, ci nie jest? - złapała moją twarz w dłonie i uważnie się jej przyjrzała.
- Clar, jest okej - odegrana przez nas scena jeszcze bardziej rozśmieszyła resztę. Tak, Nath książę w opałach wybawiany przez księżniczkę Heartbeat.
- No, co? Dzieckiem trzeba się zająć - wzruszyła ramionami w odpowiedzi na zachowanie chłopaków.
- Kto by pomyślał, że tak szybko odezwie się w niej instynkt macierzyński? - skomentował McGuiness.
- Dobra! Od początku! - surowy głos spod ściany przywołał nas do porządku.. Fortepian.. I dajesz, Nathan....

*interesujący, ale jedyny materac, którego włókna już tysiąc razy zostały przeliczone*

Słowo się rzekło. Najwyższy czas rozprostować nogi. I..i...i..i..i BUM - ląduję na podłodze.
"Młoda damo..." - przypominają mi się słowa Fridge'a. Kurcze, czy ja przestanę w końcu nazywać go lodówką? Nie wytrzymuję i chwytam z łóżka poduszkę, aby zagłuszyć swój własny chichot. Jak to jest, że moje najlepsze wspomnienia pochodzą z ostatniego dnia? I to one potrafią mnie przyprawić o dziki śmiech w najtrudniejszych chwilach? Powyższe pytanie mnie degustują. Odkładam "mój knebel" i przez chwilę przypatruję się swoim własnym, powyginanym nogom.
- Ej, a wstać byście umiały? - pytam pełna powagi, jakbym rzeczywiście oczekiwała odpowiedzi na tak skomplikowane i ważne pytanie...

* tu ściany nie mają uszu, za to masz wrażenie, że mikrofon nabija się z ciebie, a słuchawki tylko czekają aby zacisnąć się wokół mojej szyi*

- I... I can... can't... - rozłożyłem bezradnie ręce. Czemu dziś wszystko się wali? Nie potrafię wydobyć z siebie kilku słów.
- I can't believe, I had to see. The girl of my dreams cheating on me! Na cudze kakao, Sykes czy to takie trudne?! Sam to przecież napisałeś!
- Ja.. ja.. Sam nie wiem co dzisiaj ze mną jest - przyznałem szeptem. Wiedziałem, a przynajmniej znałem pośrednią przyczynę. Spojrzałem bezradnie w stronę Clary, ona jedyna wiedziała co tak naprawdę przeżywam. Znamy się praktycznie od piaskownicy, nie mamy przed sobą tajemnic.
Popatrzyła na mnie pełnym współczucia wzrokiem... Nie ważne jak bardzo próbowałem zapomnieć, zielonooka cały czas pozostawała w mojej głowie, ale w sercu nie było już dla niej miejsca. Przynajmniej tak twierdziła głowa...
- Nathan, jak ty sobie wyobrażasz piątkową trasę? - padło pytanie. Wzruszyłem ramionami.
- To nie jest odpowiedź - kontynuował głos. Na kilka sekund kąciki moich ust uniosły się w górę, pod spuszczoną głową. Cóż za hipokryzja, sam wczoraj też tak twierdziłem.

* skromny pokoik na piętrze *

Jednak wstały cóż za ulga. Hmn... teraz trzeba tylko zdecydować co dalej. Należałoby porozmawiać z Pheni - to na pewno, ale.. Zawsze zdążę to zrobić później, prawda? W pośpiechu otwieram największą walizkę? Biorę pierwsze rzeczy z góry i szybko się w nie przebieram. Rzut okiem w lustro? Katastrofa. I lipa, chwytam kardiganek i zbiegam na dół. Nawet nie wiem kiedy znajduję się na głównej ulicy Londynu... Wiruję między ludźmi, wdycham spalinowe powietrze i szczerze się do wystaw sklepowych. Oddycham, żyję, po raz pierwszy od dawna czuję, że nie chcę aby moje życie się skończyło - nigdy. Chcę by te kilka minut trwało wiecznie...

* moje kochane studio..., długo będę tu jeszcze siedział?*

- I know I'm running for a warzone.. warzone.. warzone... - cisza.
- Skończyliśmy, wreszcie!
- Vivat, Nathan - śmiał się Seev.
- Dobra, na dziś koniec - zza szyby dobiegło nas upragnione zdanie. Wybiegłem z małego pomieszczenia i w euforii chwyciłem dziewczynę w ramiona. Udało mi się, byłem wykończony psychicznie, ale w sumie zadowolony..
- Ej, ej! Spokój mi tu - Max. Tak, bo ty to jesteś święty.
- To, co? Wracamy do domu? - spytałem.
- Boo... - zaczął się wymigiwać Parker, wskazując przy tym podbrudkiem na rozmawiającego przez komórkę Sivę. No kto mógł być po drugiej stronie aparatu? Oczywiście Nar.
- Ty też? - Tom uśmiechnął się przepraszająco. O co mu chodzi? Wszyscy wydawali się tacy dziwni... No przecież nie muszą mnie prosić o zgodę na spotkania ze swoimi znajomymi. Czerwieniejące poliki Clary wszystko mi wyjaśniły. No, tak. Człowiek nie może wyjść załatwić swoich potrzeb fizjologicznych, bo w tym samym czasie jego najlepsza kumpela wygada chłopakom z jego zespołu, że zastał swoją dziewczynę w łóżku z innym. Też macie takie problemy?
- Nie ma sprawy - uśmiechnąłem się. - To do zobaczenia wieczorem.

* "Życie jest piękne, gdy  żyć się umie, gdy jedno serce drugie zrozumie", zatłoczone ulice stolicy Królestwa Brytyjskiego*

"A ja leżę i leżę i nikomu nie wierzę" w głowie zahuczała mi stara piosenka z czasów dzieciństwa. Jak jakieś ciekawskie dziecko obchodziłam wystawy, różne zakamarki, boczne uliczki.. Mój wzrok przykuła wystawa sklepowa, a raczej odbijająca się w jej szybie postać. Miała moje włosy, sylwetkę, strój, ale.. na jej polikach widoczny był rumieniec wywołany zgrzaniem i.. jej oczy tak jakby rozpogodziły się? Choć nadal pozostawały matowe. To ja? Zmarszczyłam czoło, by po chwili wybuchnąć śmiechem. "Dziewczyno, ty masz w tej chwili większy problem" - powiedziałam do siebie w myślach. Gdzieś daleko zegar zaczął odliczać dwadzieścia uderzeń.. Wypadałoby wracać. Tylko, w którą stronę? Moja sytuacja stała się tak żałosna, że aż śmieszna. Puknęłam się w czoło. A gdzie ja w ogóle mieszkam? Gdyby ktoś zapytał mnie o widok zza okna, opowiedziałabym z pełnymi szczegółami o czerwonej cegle, która gdzie nie gdzie była pokryta odpadającym już ze starości tynkiem, ale adres?
Korzystając z resztek poczucia humoru, jakie mi jeszcze zostały, złapałam za przedramię jakiegoś przechodnia.
- Przepraszam, wiesz może gdzie mieszkam? - zapytałam z rozbrajającą szczerością.

piątek, 12 lipca 2013

To nie tak miało wyglądać... #Dział 3)

- Jestem Nath.
- A nie Fridge? - zacząłem się niepohamowanie śmiać. Ona tylko spojrzała na mnie z dezorientacją, ale nic już nie mówiła. Oparłem się o framugę drzwi.
- Podsłuchiwałaś? - spytałem unosząc brew i zamykając za sobą drzwi. Nic, cisza...
- Wiesz.. Nie wiem, ale chyba wypadało by się przedstawić. Od tak taki głupi pomysł - kontynuowałem. Nic - Mówić po nasza? Helllo, być tam kto? Ziemia do.... Do... Kurcze, nawet nie wiem do kogo! Dobra, powiedziałem babci, że spróbuję się z tobą dogadać, ale to trudniejsze niż myślałem. Zwłaszcza, że miałaś być ośmiolatką, ale to w tej chwili nieistotne - usiadłem po drugiej stronie łóżka. - Jak tu cicho. Czasem dobrze posiedzieć w spokoju, z dala od tego gwaru i krzyku. Taaaa... błoga cisza. Nie sądzisz? Ehmn.. Czyli będę prowadził monolog, tak? Z drugiej strony to dobrze, wreszcie porozmawiam z kimś na równym poziomie intelektualnym. Nie łatwo znaleźć sobie tak doborowe towarzystwo - pokręciłem się nerwowo w miejscu. Kończą mi się tematy powoli. Hmn.. I nagle dostałem olśnienia. - Genialne te firanki, nie? Po prostu pięknie akompaniują się z zewnętrzną harmonią i ładem tego pokoju. Można odczuć wrażenie, że... - i nagle dostałem poduszką w twarz. - Ej, a to za co? - spytałem z udawanym zdziwieniem. Cisza... Powoli mam już jej dość. Tępo wgapiałem się w dziewczynę, aż w końcu oplotła się rękami. Hah, moje palące spojrzenie.
- Dobra mam genialny pomysł! Może opowiem ci coś o sobie? - nie dawałem za wygraną - A , więc około dwudziestu lat temu, pewna pani z pewnym panem bardzo się lubiła, a jak ludzie się bardzo, ale to bardzo lubią to w sprzyjających okolicznościach dochodzi między nimi do pewnego rodzaju.. - druga poduszka odbiła się od mojej twarzy. - No, ej! Jaki ty masz problem? - spytałem z udawaną irytacją. 
Wzruszyła ramionami.
- To nie jest odpowiedź! - przybrałem głos karcącej matki.
- Będziesz mnie teraz wychowywał? - ona mówi po angielsku. Łał.
- A będę - odparłem pewien siebie. Teatralnie zwiesiła głowę, kryjąc śmiech.
- Tooo, skoro już dowiedzieliśmy się, że twoje struny głosowe pracują...
- Wykrztusisz w końcu?
- Teraz się rozgadana zrobiłaś? - odparłem ze śmiechem. Cisza, chyba uznała to za pytanie retoryczne. Po pewnym czasie podniosła na mnie pytające spojrzenie.. A, no tak.
- Jak masz na imię? - spytałem. Popatrzyła na mnie jakbym co najmniej zniósł w tej chwili jajko. -  No co? - zmarszczyła czoło.
- K..k.. Mów mi Kayla - nadal obdarowywała mnie tym dziwnym spojrzeniem. Odchrząknąłem.
- Nath - wyciągnąłem ku niej dłoń. Chwyciła ją, jej spojrzenie znów przybrało formę pytania. - Sykes, Nathan Sykes - dodałem.
- Okej, ale... - w ciszy czekałem na dalszą część. Pewnie fanka, albo szuka w pamięci mojego nazwiska czy coś -, ale czemu nie Fridge? - zaśmiałem się na całe gardło. Nie, no. Ta dziewczyna mnie po prostu rozbraja. Pyta o takie rzeczy, z takim wyrazem twarzy, że po prostu.. heh...
- Czemu się śmiejesz? - między jej brwiami pojawiła się zmarszczka, a usta delikatnie rozchyliły się wyrażając kompletną dezorientację. Próbowałem się uspokoić.
- Nie jesteś Brytyjką? - spytałem, choć dobrze znałem odpowiedź.
- Nie, ale czemu...
- Po pierwsze nie Fridge tylko Fringe - przerwałem jej. - Babcia mnie tak nazywa, ze względu na włosy - wzruszyłem ramionami.
- Ładny kolorek - dopowiedziałem patrząc na jej zarumienioną twarz. - Pomidorek czy buraczek? - ukazałem zęby w uśmiechu.
- Psychopata czy Joker?  - odparła pytaniem na pytanie. Nie od razu zrozumiałem o co jej chodzi.
- I tak wychodzi na to samo - odciąłem się.
Znowu zapadła cisza.
- Toooo... Idziemy na dół? - spytałem. Pokręciła przecząco głową.
- Młoda damo to nie jest odpowiedź! - moje słowa nie natrafiły na przedmiot, od którego mogłyby się odbić. Pozostały bez echa. Opadłem z powrotem w nogi łóżka. Obróciłem głowę i spojrzałem na nią. Nagle przez głowę przeszła mi pewna myśl.
- A tak właściwie to skąd ty się wzięłaś? - spytałem. Na początku wydała się odrobinę zmieszana, lecz po chwili jej oczy rozbłysły nieznanym mi światłem.
- Wiesz, - odparła bardzo spokojnie i wyraźnie, jakby tłumaczyła coś małemu dziecku - kiedy pewna pani, z pewnym panem, bardzo się lubi... - przerwałem jej odrzucając w jej stronę jedną z poduszek. Chwyciła ją i popatrzyła na mnie karcący wzrokiem. Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami, po czym wybuchnęliśmy śmiechem.
- Ej, a właściwie jak to jest? - spytała przerywając w ten sposób nasz "atak histerii".
- Co jest? - spytałem zbity z pantałyku.
- No, jak? Pewna pani, z pewnym panem.. i co dalej? - dopytywała. Wytrzeszczyłem na nią oczy.
- Nie wiesz? - nie mogłem wyjść z szoku.
- Na filmach w tym momencie się kończy - wzruszyła ramionami i nagle ściana obok wydała jej się bardzo interesująca, gdyż nie chciała z niej spuścić wzroku.
- Ale...
- Ogólnie wiem! - teraz zdała sobie sens, a raczej cel mojej wcześniejszej wypowiedzi. - Tak, tej wersji jestem ciekawa...- znowu powróciła do dzieła murarza.
- Aaaaa - zaplotłem ręce z tyłu głowy i wpatrywałem się chwilę w sufit zbierając myśli, gdy nagle mnie olśniło. - Nigdy o to nie pytałaś? No, wiesz jak byłaś młodsza.
Pokręciła przecząco głową.
- Jakoś nigdy nie było okazji - odparła wymijająco. Postanowiłem nie zagłębiać się jeszcze bardziej w ten temat i na jakiś czas go zostawić. Głośno nabrałem powietrza do płuc.
- Kiedy pewna pani, z pewnym panem bardzo się lubi, w sprzyjających okolicznościach, dochodzi między nimi do... - zaciąłem się. Nie wiedziałem co dalej. Spojrzała na mnie wyczekująco - Cholera, nie wiem.. - zamyśliłem się - .. idą do łóżka. Amen - skończyłem na prędce.
Do moich uszy dotarł jej cichy chichot.
- No, co? - przeniosłem na nią wzrok z sufitu.
- Nic, pięknie wyjaśniłeś - odparła.
- Jesteś już dużą dziewczynką, powinnaś wiedzieć takie rzeczy - wyszczerzyłem zęby w uśmiechu, tylko po to aby dostać w nie kolejną stertą pierza. Ile tego tu jest?!
- Według niektórych ośmioletnią - sprostowała. Czułem, że ta riposta kierowana jest do mnie i nie tylko dlatego, że byłem tu oprócz jej jedyną istotą żywą.
- Każdy może się pomylić - odparłem z uśmiechem.
- Tak, każdy... - przytaknęła, a z jej twarzy można było wyczytać, że oddaliła się już w świat swoich własnych rozmyślań.
Z moich obserwacji wyrwało mnie ciche stuknięcie do drzwi. Po chwili drewno uchyliło się ukazując za sobą fragment twarzy mojej babuni.
- Nathy, zejdziesz na dół? Tak rzadko mamy możliwość spędzanie razem czasu... - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Zaraz zejdę - drzwi zamknęły się, po czym dało się słyszeć ciężkie kroki na schodach. Coraz słabsze odgłosy w końcu ucichły.
- Zejdziesz? - ponowiłem pytanie - Kayl? - nie reagowała. Położyłem rękę na jej kolanie. Przeniosła na mnie spojrzenie. Oczami wskazałem jej drzwi i uniosłem pytająco brwi.
- Innym razem - słowa te wydobyły się z jej ust. Westchnąłem.
- Spróbujcie się dogadać, co? - popatrzyłem na nią wyczekująco.
- Ja.. chyba nie umiem - odparła.
- Jakoś ze mną ci się udało - na jej twarzy pojawił się nikły uśmiech.
- Jesteś wyjątkowo wkurzający, gdy się rozgadasz - dodała po chwili. Na co poszerzyłem uśmiech i wypuściłem powietrze nosem w delikatnym prychnięciu. No, co? Ma dziewczyna rację.
- To... trzymaj się, Mała - wstałem z łóżka i podszedłem do drzwi.
Ciche "pa" wydobyło się z jej ust. Chwyciłem za klamkę. Ostatni raz rzuciłem wzrokiem w jej stronę, jednak źrenicę Kayli były już w innym świecie, zapatrzonę w stertę czerwonych kamieni, oblanych tynkiem i pomalowanych, schodzącą już gdzie nie gdzie, brudną żółtą farbą.
Westchnąłem. Szczelina, między drzwiami a framugą, poszerzyła się. 

poniedziałek, 8 lipca 2013

Nie podsłuchuję, zbieram informacje na swój temat... #Dział 2)

Szybko wyprostowałam się i zatrzasnęłam drzwi pokoju. Zjechałam po ich tafle plecami, usiadłam. Zauważyli mnie? Oby nie... Tak, jeżeli mnie nie zobaczył to z pewnością usłyszeli trzask zamykanych drzwi. Ehmn, to się nazywa przemyślane działanie. I kto by pomyślał, że właśnie z jakieś pół godziny temu byłam gotowa zejść do tej staruszki i zacząć wszystko od "nowa". Teraz znów kulenie się na łóżku było najodpowiedniejszą formą czekania na śmierć. Nie mogłam przestać myśleć o słowach Pheni: "mój, mały, kochany wnuczek". Coś mnie gnębi od środka... Czyżby to zazdrości? Nie. Jej głos wypełniony doszczętnie słodyczą, to w jaki sposób nie wypuszczała gościa z objęć. Ta jej radość udzieliła mi się troszkę. Na prawdę cieszyłam się podglądając obrazek, który wcześniej obserwowałam w szklanym ekranie, antykorupcyjnej telewizji. Właśnie miałam się przenieść z powrotem na materac, kiedy naszła mnie pewna myśl: "Właściwie co mi szkodzi?". Musiałam się dowiedzieć czy ktoś zauważył... Ponownie zamieniłam się w żółwia ninja i otworzyłam drzwi. Odkąd pamiętam lubiłam wcielać się w inne osoby, grać na wyimaginowanej scenie życia.
- No, mów co tam u ciebie? Jak było w wielkim świecie? - zatrzymałam się w połowie drogi na schodach, słysząc te słowa.
- A dobrze... Nawet - odparł jakiś męski głos. Chwilę jeszcze przysłuchiwałam się tym gruchotaniom, słowa typu "jak ja za tobą bardzo tęskniłam", "cieszę się, że wróciłeś"... W końcu oczy zaszły mi łzami, nie mogłam się rozpłakać. Dać powietrzu tej satysfakcji. Po cichu wycofałam się do pokoju, zamknęłam za sobą drzwi, splotłam nogi na materacu i próbowałam się wyłączyć.

***w tym samym czasie, na dole***

- Babciu, słyszłaś coś? - spytałem nie pewnie.
- Co masz na myśli?
- Nooo, nie wiem. Może mi się przesłyszało - starałem się szybko zmienić temat.
- A, to na pewno Nathaniel, znowu chałasuje.
- Nathaniel? - zapytałem, omal nie zakrztuszając się przy tym kawałkiem ciasta.
- Mój kot - odparła sceptycznie, jak nie ona.
- Grandma, czy tobie nie brakuje towarzystwa? - w moim głosie dało się słyszeć troskę. Kot - Nathaniel? Zaczynam się o nią poważnie martwić.
- Co masz na myśli? - zapytała lekko oburzona.
- No, bo... Mieszkasz sama w wielkim domu. Może.... - nabrałem powietrza i dokończyłem na jednym wydechu - ... może/wprowadziłabyś/się/do/mamy/i/Jess?
- Nathan, dobrze wiesz, że nie chcę mieć z nimi nic wspólnego - odparła oschłym tonem. W sumie spodziewałem się takiej odpowiedzi. - A poza tym one mieszkają na drugim końcu Anglii.
- A w tym akurat jaki problem? - spytałem lekko zdezorientowany.
- W tym, że ja mieszkam bliżej ciebie...
- Ale ja mało kiedy jestem w domu, a jak już tu jestem to zawsze przyjeżdżam do Gloucester. 
- Dlaczego tak bardzo starasz się znaleźć mi towarzystwo? Może się do was wprowadzę, przecież macie wolne pokoje i...
- To nie jest najlepszy pomysł. Często wyjeżdżamy, siedziałabyś sama, poza tym mieszkanie z pięcioma chłopakami... Po prostu martwię się o ciebie - usprawiedliwiałem się. Choć sam nie byłem pewien intencji mojej wypowiedzi. To wszystko jakoś tak samo... ze mnie wypłynęło.
- Nie potrzebnie. Mam przyjaciółki i lokatorkę.
- Kogo? - to jednak coś słyszałem.
- Ehmn.. Amy umarła, ona opiekowała się jakąś dziewczyną i tak jakoś się złożyło, że teraz ten obowiązek zszedł na mnie - słuchałem z uwagą.
- Tooo, może by zeszła? - nie rozumiałem, skoro babcia ma wreszcie z kim mieszkać to czemu nic nie mówi? Zwykle o takich newsach dowiadywałem się przez telefon. Nie ważne, na której półkuli byłem.
- Z tym, że ona nie zna angielskiego - moja mina musiała być jednoznaczna, bo postanowiła rozszerzyć swoją wypowiedź. - Ciężko złapać z nią jakikolwiek kontakt.
- Może sprubuję? - spytałem z uśmiechem. Moja babcia ma skłonności do przesadzania. Poza tym jest uprzedzona do wszystkich małych dziewczynek. Chyba nawet ogólnie do dzieci. Nie przypominam sobie, żeby tolerowała kogoś młodego z wyjątkiem mnie i kuzyna. Jaki problem przekonać ośmiolatkę, żeby się uśmiechnęła? Wystarczy ją pocieszyć, przekonać, że Amy jest teraz w lepszym świecie. Żaden problem.
- Jeżeli chcesz, to proszę. Na górze, pierwsze drzwi po prawej.

*** w pokoju***

Zaczęłam się powoli uspokajać. Usta mi zaschły i dobrze, znowu zamknęłam się w swoim cichym świecie. Kiedy ktoś zapukał do drzwi... Po chwili wszedł.
- Nie masz ośmiu lat? -usłyszałam zdziwiony szept. Ooo jejku jakiś geniusz się odezwał. No dobrze, on też nie wygląda jak na zdjęciach.
- Jestem Nath - podał mi dłoń, a na jego ustach wykwitł uśmiech.
- A nie Fridge?! - miałam się nie odzywać, ale szok mi na to nie pozwolił. I tak o to w moim nowym rozdziale życia zostało zapisane pierwsze zdanie. Jego uśmiech poszerzył się dwukrotnie, ledwo tłumił śmiech. Co ja znowu takiego powiedziałam?

























poniedziałek, 24 czerwca 2013

Witam w moim świecie... #Dział 1)

Pokój w kolorach beżu z porysaną, dębową podłogą...
Na lewej ścianie wielkie okno, otoczone zielonymi firankami...
Wyskoczyć?

***1 week before***

- Zebraliśmy się tutaj, aby towarzyszyć naszej siostrze Amy w jej ostatniej drodze. Dziś, spocznie ona na łące Pana. Wraz z innymi będzie cieszyć się chwałą Niebios. Nie zostawia nas jednak samych. Wierzmy, że będzie czuwać nad nami z Okna Pana. Dano jej przeżyć na tej ziemi samotnie osiemdziesiąt sześć wiosen. Mimo braku rodzinny, była bardzo lubiana. Miała bliskich przyjaciół i złote serce. (...) Ufajmy w Panu... - pierwsza grudka ziemi upadła na sosnową trumnę.
Druga... Trzecia... Do ruchu przystąpiły łopaty. W ziemię wetknięto drewniany krzyż - a jednak to prawda. 

***now***

Łzy.. Nie mają sensu. Nie będę płakać. Ludzie przychodzą i odchodzą. Jedni cię oddają, wyrzucają ze swojego życia. Inni umierają w chwili, kiedy zaczynasz wierzyć, że choć trochę im na tobie zależało. Kolej rzeczy. Nic nie jest ci dane raz na zawsze. Nie ma sensu wierzyć w coś czego nie ma.

Z dołu słychać ożywiony głos pani Smiling, a raczej "Pheni" jak ta kazała na siebie mówić. Konwersacja prowadzona jest chyba przez telefon komórkowy.
- Ale mówię ci, jakaś dziwna jest. No, ja rozumiem, że straciła swoją opiekunkę, ale od tygodnia nie rusza się z pokoju. Tak jakby przyrosła na amen do tego łóżka. Siedzi po turecku i nic nie jest wstanie skłonić jej do odwrócenia głowy w moją stronę. Normalnie jak grochem o ścianę.... Myślisz? Że ona nie rozumie po angielsku? Możliwe... Nie, nie wiem skąd pochodzi. To znaczy wiem tyle co z listu od Amy... Ale znałaś ją... Napisała dużo, a w sumie nic. Tak, mi też jej brakuje. A z chodząc na przyjemniejszy temat. Zgadnij kto w raca z Ameryki!!! Nie... nie John... Właściwie kto to? Nie ważne. Fridge, wraca! Jak to nie wiesz kto to? Mój wnuczek! No, mam nadzieje, że wpadnie do swojej bubuni. Mówię ci jak ja się za nim stęskniłam.... Ale nie, nie.. Nadal nie chcę widzieć Karen i tego jej klona. Ale wiesz.. Tak dawno nie widziałam mego skarba...
Przestaję słuchać. Zasłyszane informacje nie mają na mnie wielkiego wpływu. Nic go nie ma. Nie myślę, nie czuję, po prostu siedzę w otępieniu. Wzrokiem chyba wywiercę dziurę w ścianie - gorzko się uśmiecham ku samej sobie.

***2 days next***

Od niepamiętnego czasu udało mi się zasnąć w spokoju. Sen trochę poukładał mi w głowie, jednak nie trwał zbyt długo. Obudziły mnie odgłosy krzątaniny z parteru. Ciekawość wzięła nade mną górę. W końcu świat może stanąć na głowie, ale trzeba zrobić wszystko żeby przystosować się do nowych kierunków, wtedy wszystko wróci do normy... Po prostu trzeba żyć. 
Nie namyślając się długo, wyprostowałam ścierpnięte nogi. Zasnęłam na siedząco - zdarza się. Popatrzyłam na trzy duże walizki stojące pod ścianą  i mały, szary plecak - mój dobytek. Ehmn.. całe moje życie to walizki. Nie ma sensu się wypakowywać. I tak znając życie długo tu nie zabawię. Kiedyś obwiniałam innych: rodziców, babcie, Julien'a, opiekunki, przytułek... Obwiniałam ich wszystkich za to, że nie zadali sobie trudu by mnie poznać, że woleli oddać, kiedy chcieli lub gdy coś nie szło po ich myśli. Teraz sądzę, że problem tkwi we mnie. To ja nie daję się poznać. Ale w sumie... Jeżeli raz zaufałam za szybko i potem... To chyba nie dziw, że teraz uważam? Znowu to robię, usprawiedliwiam się. Prawda taka, że gdyby wszystko było ze mną w porządku ludzie nie odchodziliby tak szybko. Moja wina. Tylko moja... Polubiłam Amy, może dlatego, że mi zaufała. Uciekłam spod poprzedniej "opiekunki" -  długa, nudna historia. A ona od razu, jeszcze w drzwiach podała mi klucze od mieszkania, zapytała gdzie chcę spać, powiedziała gdzie trzyma pieniądze na drobne wydatki... Nigdy mnie nie sprawdzała, nie prosiła, żebym do niej przyszła, nie sprowadzała do domu nowych osób - wiedząc, że poczuję się nie swojo.. Ciągle mówiła o sobie. Nie zadawała niepotrzebnych pytań, nie wydawała sugestii - opinii. Gdy ktoś się jej o mnie spytał, odpowiadała, że każdy człowiek jest inny, ale jedna rzecz ich łączy - każdego trzeba poznać. Dokładnie pamiętam te słowa jak i jej wiecznie uśmiechniętą twarz oraz wyraz zawiedzenia w jej oczach kiedy znalazła mnie zmarzniętą na ławce w parku - kiedy uciekłam od niej. Szanowałam ją, mimo że przez pół roku mieszkania z nią nie wypowiedziałam w jej kierunku zbyt wielu słów. Nie kazała mi chodzić do szkoły - sama załatwiła podręczniki. A ja? Musiałam wyzbyć się hiszpańsko-francusko-amerykańskiego akcentu ku chwale brytyjskiego. Ludzie na ulicy nie zauważają różnicy. Poza moją dziwną karnacją. No bądźmy szczerzy, do ładnych to ja nie należę.
Uśmiecham się pod nosem. Proszę jak poprzeskakiwałam tematy.
- Amy, te extrano - wyszeptałam. I kiedy wreszcie poczułam, że znalazłam miejsce, do którego mogę wracać; człowieka, któremu na mnie choć trochę zależało; osobę, która nie przelękła się skorupy, lecz starała się zajrzeć głębiej... Ty, odeszłaś... - Requiescant in pace, Amy. Amen.
Tymi słowami zamyka się kolejny rozdział w moim życiu. Chyba czas otworzyć następny.


*****

Omiotłam wzrokiem swoje odbicie w lustrze. No, tak: nic ująć, wszystko dodać. Otworzyłam jedną z moich szaf na kółkach (walizka) i zniknęłam w łazience. Po wyjściu ubrałam pierwsze z brzegu jeansy i workowaty biały sweter - za duży na mnie o dwa rozmiary; grube, wełniane skarpety, włosy przerzucone na lewe ramię w luźnej kitce. Czyli strój pod tytułem: siedzenie na łóżku - kontynuacja. Właśnie kierowałam się w stronę "mojego" (widzicie tą aluzję? To tak jakby nazywać hotel mieszkaniem.) pokoju, gdy znów usłyszałam hałasy, dobiegające z dołu. Po cichu zeszłam ze schodów. Przycupnęłam na ostatnim z nich. W chwili odwagi wyciągnęłam szyję za kant ściany. Salon. Trzy niebieskie baloniki, na stole ciastka w różnorakie kształty - trudno było określić z tak dużej odległości, gorąca czekolada na stole. Naraz zaburczało mi w brzuchu. "Oj, cicho siedź" - skarciłam w myślach część mojego ciała. I tak nigdy go nie lubiłam. Co tam jeszcze? Pełno zdjęć: na ścianach, na szafkach, komodzie, stole. Na wszystkich była chyba ta sama osoba - chłopiec w wieku koło 10 lat (przynajmniej na tym najbliższym). Babka ma niezłą obsesję... A może to właśnie jest rodzinna miłość? Eee tam. Obsesja, ale w zabawny sposób. Naraz usłyszałam kroki. Automatycznie wyprostowałam się jak struna. Wstrzymałam powietrze. Trzy, dwa, jeden... Ucichły, a głos nucący jakąś melodię pomaszerował w stronę łazienki. Gdzieś już słyszałam tę melodię... Ale ogólnie dużo słucham. Powróciłam do mojej "pozycji obserwującej". Na stole pojawił się jakiś duży placek - mini tort, z napisem "Welcome my Fridge ♥". Fridge... yhmn to jakieś imię? Czasami dołuje mnie to, że gubię znaczenia niektórych słów angielskich. Ech, mniejsza. Po co mi to wiedzieć? Właśnie kierowałam się do pokoju, gdy coś otarło mi się o łydki i głośno miauknęło. Naraz rozbrzmiał głos:
- Nathanielu, gdzie jesteś?
- Mały zdrajca - syknęłam do zwierzaka, który coraz głośniej wydawał z siebie dźwięki. Lubię koty, ale z tymi jest coś nie tak. Próbując jak najdalej oddalić się się od czworonogiego kapusia, wbiegłam na górę i zamknęłam za sobą drzwi. A ten uparty pod drzwiami. No, nie! Wyszkoliła go czy co? A może on tak sam? Dziwny... W ten rozległ się dzwonek. Usłyszałam bieg w ich stronę, po czym rozległy się wesołe krzyki powitania. Uśmiechnęłam się smutno. Musiałam, chciałam zobaczyć to przywitanie. Raz widzieć coś takiego poza szklanym ekranem.Uchyliłam drzwi i wychyliłam głowę...
- Fridge, mój mały, mały, kochany wnuczek - krzyczała. Oczy rozjaśniły mi się, kryjąc radość.
Wyciągnęłam głowę jeszcze raz. Zbaraniałam. Fridge? Na zdjęciach miał koło 10 lat, a na dole "duszony" przez objęcia pani Smiling, stał chłopak mający, na oko, z jakieś 1,80 wzrostu, głowę zasłaniała mu olbrzymia czapka. W ten podniósł wzrok - cholera.


Niby przepisuję te działy trochę je odnawiając, ale to takie niezręczne. No, bo jak to pisałam, wymyślałam wszystko, a teraz te fakty. I np.: Info o Nathanie ze stron typu ciacha.pl. Kto to w ogóle pisze? Albo: Spis lasek, z którymi spał Georgia. No, rozumiem, że każdy jest inny, ale z takich opisów to... Ehmn, jednak to prawda: "Twoja gwiazda jest idealna, póki oceniasz ją tylko ze względu na twórczość. Im więcej o niej się dowiadujesz, tym bardziej się oddalasz. Aż w końcu nie potrafisz spojrzeć obiektywnie. Niezręcznie." Ludzie odchodzą, gdy za dużo wiedzą i nikt nie potrafi im zaprzeczyć, że to co w jakiś sposób do nich dotarło jest nieprawdą. 
Człowiek błąka się w swoich wyobrażeniach.

czwartek, 20 czerwca 2013

To nigdy nie jest takie proste... #Prolog

Wdech, wydech, wdech, wydech, akhmn, ehkmn... Jeszcze raz: wdech, wydech, wdech, wydech... 
Życie powinno być proste jak oddychanie. Jakoś tego nie widzę..
Marzenia to ulotne ptaki naszego dzieciństwa,
marząc zapominasz o tym co złe,
tworzysz nowy świat pełen dobroci i wiary,
zmieniasz chwilę,
wypełniasz ją.
Potrzebujesz marzeń,
bo bez nich jesteś niczym.
Tylko dlaczego nie doceniasz,
gdy same zaczynają się spełniać?

*****

-Jak to? Georgia nie miała rodziny! Byłam jej jedyną przyjaciółką.... Jak ona mogła?
- Proszę, pani Smiling, spokojnie. Ten  testament to tylko formalność. Zawsze możemy...
- To pan nic nie rozumie! Jest pan prawnikiem. Za co ja panu płacę?!
- Spokojnie, robię wszystko co w mojej mocy. Ale pani Okhla'm napisała wyraźnie, że cały swój dobytek, czyli dom w Nottingham oraz oszczędności zapisuje na swoją poodopieczną.
- Ale ona nie  jest z nią nawet spokrewniona!
- Spokojnie. Jest niepełnoletnia i dopiero od niespełna roku posiada obywatelstwo brytyjskie. Poza tym wolą zmarłej było, aby to pani zaopiekowała się małoletnią po śmierci opiekunki. 
- Ale...?
- Co za tym idzie pieniądze z konta zostaną przelane na pani konto w celu utrzymania dziewczyny, którą będzie pani zmuszona przyjąć pod swój dach. Natomiast dom przejmie bank oraz hrabstwo, gdyż osoba, której go zapisano nie może go przyjąć.
- Nie mam wyjścia?
- To jedyne sensowne wyjście z tej sytuacji. Oczywiście może pani również pozostawić sprawę testamentu nienaruszoną...
- Nie, bądź co bądź Amy była moją przyjaciółką. Co prawda dość zwariowaną.... Spełnię jej ostatnią wolę.
- Świetnie, to wystarczy teraz udać się do urzędu i przemeldować młodą damę.
- Aaaa, władza rodzicielska?
- Ehmn ma niespełna siedemnaście lat. Długo u pani nie zabawi, nie ma sensu ciągnąć tej kwestii.
- Acha, cóż dziękuję bardzo.
- Nie mamy o czym mówić. Do zobaczenia.
- Do widzenia.
- A i panno Smiling! Moje najszczersze kondolencje.
- Dziękuję.


*****

- To tutaj, twój nowy dom. Zajmiesz pokój na piętrze po prawej stronie. Obok jest łazienka. Pozostałe pokoje są zamknięte. Na dole kuchnia, salon, a na końcu korytarza mój zakątek. Przychodź jeżeli byś czegoś potrzebowała.... To... na tyle...