Czasem tracisz wszystko tylko po to aby otworzyć się na nowo i zobaczyć, że to co ci zostało, stało się twoim całym światem...

poniedziałek, 29 lipca 2013

Bo ty musisz być... Musisz żyć, choć nie chcesz... #Dział 4)

Czasem ciężko się podnieść, lecz niektórzy zostali stworzeni do podtrzymywania innych, zwiedzania podziemi. Chronienia innych przed upadkiem.

*gdzieś, gdzie nie zajrzał jeszcze wzrok*

- I just gotta let it go
I should'a know
I gotta learn to say goodbye now
I throw my armour down
And leave the battleground
For the final time now
I know I'm running from a warzone







*cztery ściany, materac*


Człowiek to jednak złożona istota. I to dość ironiczna. No, bo patrzcie na nas; co innego sobie stawiamy za cele, do innego dążymy, a na koniec i tak nic nie dochodzi do skutku. Homo sapies - człowiek myślący, gatunek rządzący.. Taaa...

"Jak tu cicho. Czasem dobrze posiedzieć w spokoju, z dala od tego gwaru i krzyku. Taaaa... błoga cisza. Nie sądzisz? Ehmn.. Czyli będę prowadził monolog, tak? Z drugiej strony to dobrze, wreszcie porozmawiam z kimś na równym poziomie intelektualnym. Nie łatwo znaleźć sobie tak doborowe towarzystwo..." - On tak serio? Wczorajsza rozmowa, a raczej wymiana zdań o tak zwanym "wszystkim i niczym" na trwałe zaprzątała moje myśli... Coś z nim jest nie tak... "To... Trzymaj się, Mała." - Ciekawe czego? On nic nie rozumie.. A może wie więcej niż się przyznaje? Może ma racje?
Wzięłam w dłoń iphon'a. Popatrzyłam na wyłączony ekran. Z czarnego szkła patrzyło na mnie dwoje oczu, zasnutych mgłą, bez jakiegokolwiek przejaśnienia. "I co ja mam z sobą zrobić?" -  wyrwało mi się z zasuszonego gardła. "Spróbujcie się dogadać, co?'' - głupie wspomnienia nawiedzały moją podkorówkę. A może to wyrzuty sumienia, poczucie odpowiedzialności? Sama nie wiem. W każdym razie coś każe mi wstać. Każe istnieć, choć chętniej odpłynęłabym jak najdalej...
 
* ściany pokryte regipsem, mikrofony i nas pięcioro*

-(...) Standing here in this burning room
You know the end could never come so soon
.................
- Nathan!! - po raz już któryś dziś słyszałem podniesiony głos wzywający mojego imienia.

- Co? - spytałem lekko otępiały. Co się dzisiaj ze mną dzieje?
- It's clear to me... ? - popatrzyłem na Jay'a jak na jakiegoś kosmitę. O co mu chodzi? Po chwili doznałem olśnienie, z rozmachem uderzyłem się dłonią w czoło. Szkoda, że nie pomyślałem aby wcześniej rozluźnić pięść. Jęknąłem cicho wywołując tym samym śmiech chłopaków. Wywróciłem oczami, gdy nagle podbiegła do mnie szatynka.
- Nic, ci nie jest? - złapała moją twarz w dłonie i uważnie się jej przyjrzała.
- Clar, jest okej - odegrana przez nas scena jeszcze bardziej rozśmieszyła resztę. Tak, Nath książę w opałach wybawiany przez księżniczkę Heartbeat.
- No, co? Dzieckiem trzeba się zająć - wzruszyła ramionami w odpowiedzi na zachowanie chłopaków.
- Kto by pomyślał, że tak szybko odezwie się w niej instynkt macierzyński? - skomentował McGuiness.
- Dobra! Od początku! - surowy głos spod ściany przywołał nas do porządku.. Fortepian.. I dajesz, Nathan....

*interesujący, ale jedyny materac, którego włókna już tysiąc razy zostały przeliczone*

Słowo się rzekło. Najwyższy czas rozprostować nogi. I..i...i..i..i BUM - ląduję na podłodze.
"Młoda damo..." - przypominają mi się słowa Fridge'a. Kurcze, czy ja przestanę w końcu nazywać go lodówką? Nie wytrzymuję i chwytam z łóżka poduszkę, aby zagłuszyć swój własny chichot. Jak to jest, że moje najlepsze wspomnienia pochodzą z ostatniego dnia? I to one potrafią mnie przyprawić o dziki śmiech w najtrudniejszych chwilach? Powyższe pytanie mnie degustują. Odkładam "mój knebel" i przez chwilę przypatruję się swoim własnym, powyginanym nogom.
- Ej, a wstać byście umiały? - pytam pełna powagi, jakbym rzeczywiście oczekiwała odpowiedzi na tak skomplikowane i ważne pytanie...

* tu ściany nie mają uszu, za to masz wrażenie, że mikrofon nabija się z ciebie, a słuchawki tylko czekają aby zacisnąć się wokół mojej szyi*

- I... I can... can't... - rozłożyłem bezradnie ręce. Czemu dziś wszystko się wali? Nie potrafię wydobyć z siebie kilku słów.
- I can't believe, I had to see. The girl of my dreams cheating on me! Na cudze kakao, Sykes czy to takie trudne?! Sam to przecież napisałeś!
- Ja.. ja.. Sam nie wiem co dzisiaj ze mną jest - przyznałem szeptem. Wiedziałem, a przynajmniej znałem pośrednią przyczynę. Spojrzałem bezradnie w stronę Clary, ona jedyna wiedziała co tak naprawdę przeżywam. Znamy się praktycznie od piaskownicy, nie mamy przed sobą tajemnic.
Popatrzyła na mnie pełnym współczucia wzrokiem... Nie ważne jak bardzo próbowałem zapomnieć, zielonooka cały czas pozostawała w mojej głowie, ale w sercu nie było już dla niej miejsca. Przynajmniej tak twierdziła głowa...
- Nathan, jak ty sobie wyobrażasz piątkową trasę? - padło pytanie. Wzruszyłem ramionami.
- To nie jest odpowiedź - kontynuował głos. Na kilka sekund kąciki moich ust uniosły się w górę, pod spuszczoną głową. Cóż za hipokryzja, sam wczoraj też tak twierdziłem.

* skromny pokoik na piętrze *

Jednak wstały cóż za ulga. Hmn... teraz trzeba tylko zdecydować co dalej. Należałoby porozmawiać z Pheni - to na pewno, ale.. Zawsze zdążę to zrobić później, prawda? W pośpiechu otwieram największą walizkę? Biorę pierwsze rzeczy z góry i szybko się w nie przebieram. Rzut okiem w lustro? Katastrofa. I lipa, chwytam kardiganek i zbiegam na dół. Nawet nie wiem kiedy znajduję się na głównej ulicy Londynu... Wiruję między ludźmi, wdycham spalinowe powietrze i szczerze się do wystaw sklepowych. Oddycham, żyję, po raz pierwszy od dawna czuję, że nie chcę aby moje życie się skończyło - nigdy. Chcę by te kilka minut trwało wiecznie...

* moje kochane studio..., długo będę tu jeszcze siedział?*

- I know I'm running for a warzone.. warzone.. warzone... - cisza.
- Skończyliśmy, wreszcie!
- Vivat, Nathan - śmiał się Seev.
- Dobra, na dziś koniec - zza szyby dobiegło nas upragnione zdanie. Wybiegłem z małego pomieszczenia i w euforii chwyciłem dziewczynę w ramiona. Udało mi się, byłem wykończony psychicznie, ale w sumie zadowolony..
- Ej, ej! Spokój mi tu - Max. Tak, bo ty to jesteś święty.
- To, co? Wracamy do domu? - spytałem.
- Boo... - zaczął się wymigiwać Parker, wskazując przy tym podbrudkiem na rozmawiającego przez komórkę Sivę. No kto mógł być po drugiej stronie aparatu? Oczywiście Nar.
- Ty też? - Tom uśmiechnął się przepraszająco. O co mu chodzi? Wszyscy wydawali się tacy dziwni... No przecież nie muszą mnie prosić o zgodę na spotkania ze swoimi znajomymi. Czerwieniejące poliki Clary wszystko mi wyjaśniły. No, tak. Człowiek nie może wyjść załatwić swoich potrzeb fizjologicznych, bo w tym samym czasie jego najlepsza kumpela wygada chłopakom z jego zespołu, że zastał swoją dziewczynę w łóżku z innym. Też macie takie problemy?
- Nie ma sprawy - uśmiechnąłem się. - To do zobaczenia wieczorem.

* "Życie jest piękne, gdy  żyć się umie, gdy jedno serce drugie zrozumie", zatłoczone ulice stolicy Królestwa Brytyjskiego*

"A ja leżę i leżę i nikomu nie wierzę" w głowie zahuczała mi stara piosenka z czasów dzieciństwa. Jak jakieś ciekawskie dziecko obchodziłam wystawy, różne zakamarki, boczne uliczki.. Mój wzrok przykuła wystawa sklepowa, a raczej odbijająca się w jej szybie postać. Miała moje włosy, sylwetkę, strój, ale.. na jej polikach widoczny był rumieniec wywołany zgrzaniem i.. jej oczy tak jakby rozpogodziły się? Choć nadal pozostawały matowe. To ja? Zmarszczyłam czoło, by po chwili wybuchnąć śmiechem. "Dziewczyno, ty masz w tej chwili większy problem" - powiedziałam do siebie w myślach. Gdzieś daleko zegar zaczął odliczać dwadzieścia uderzeń.. Wypadałoby wracać. Tylko, w którą stronę? Moja sytuacja stała się tak żałosna, że aż śmieszna. Puknęłam się w czoło. A gdzie ja w ogóle mieszkam? Gdyby ktoś zapytał mnie o widok zza okna, opowiedziałabym z pełnymi szczegółami o czerwonej cegle, która gdzie nie gdzie była pokryta odpadającym już ze starości tynkiem, ale adres?
Korzystając z resztek poczucia humoru, jakie mi jeszcze zostały, złapałam za przedramię jakiegoś przechodnia.
- Przepraszam, wiesz może gdzie mieszkam? - zapytałam z rozbrajającą szczerością.

piątek, 12 lipca 2013

To nie tak miało wyglądać... #Dział 3)

- Jestem Nath.
- A nie Fridge? - zacząłem się niepohamowanie śmiać. Ona tylko spojrzała na mnie z dezorientacją, ale nic już nie mówiła. Oparłem się o framugę drzwi.
- Podsłuchiwałaś? - spytałem unosząc brew i zamykając za sobą drzwi. Nic, cisza...
- Wiesz.. Nie wiem, ale chyba wypadało by się przedstawić. Od tak taki głupi pomysł - kontynuowałem. Nic - Mówić po nasza? Helllo, być tam kto? Ziemia do.... Do... Kurcze, nawet nie wiem do kogo! Dobra, powiedziałem babci, że spróbuję się z tobą dogadać, ale to trudniejsze niż myślałem. Zwłaszcza, że miałaś być ośmiolatką, ale to w tej chwili nieistotne - usiadłem po drugiej stronie łóżka. - Jak tu cicho. Czasem dobrze posiedzieć w spokoju, z dala od tego gwaru i krzyku. Taaaa... błoga cisza. Nie sądzisz? Ehmn.. Czyli będę prowadził monolog, tak? Z drugiej strony to dobrze, wreszcie porozmawiam z kimś na równym poziomie intelektualnym. Nie łatwo znaleźć sobie tak doborowe towarzystwo - pokręciłem się nerwowo w miejscu. Kończą mi się tematy powoli. Hmn.. I nagle dostałem olśnienia. - Genialne te firanki, nie? Po prostu pięknie akompaniują się z zewnętrzną harmonią i ładem tego pokoju. Można odczuć wrażenie, że... - i nagle dostałem poduszką w twarz. - Ej, a to za co? - spytałem z udawanym zdziwieniem. Cisza... Powoli mam już jej dość. Tępo wgapiałem się w dziewczynę, aż w końcu oplotła się rękami. Hah, moje palące spojrzenie.
- Dobra mam genialny pomysł! Może opowiem ci coś o sobie? - nie dawałem za wygraną - A , więc około dwudziestu lat temu, pewna pani z pewnym panem bardzo się lubiła, a jak ludzie się bardzo, ale to bardzo lubią to w sprzyjających okolicznościach dochodzi między nimi do pewnego rodzaju.. - druga poduszka odbiła się od mojej twarzy. - No, ej! Jaki ty masz problem? - spytałem z udawaną irytacją. 
Wzruszyła ramionami.
- To nie jest odpowiedź! - przybrałem głos karcącej matki.
- Będziesz mnie teraz wychowywał? - ona mówi po angielsku. Łał.
- A będę - odparłem pewien siebie. Teatralnie zwiesiła głowę, kryjąc śmiech.
- Tooo, skoro już dowiedzieliśmy się, że twoje struny głosowe pracują...
- Wykrztusisz w końcu?
- Teraz się rozgadana zrobiłaś? - odparłem ze śmiechem. Cisza, chyba uznała to za pytanie retoryczne. Po pewnym czasie podniosła na mnie pytające spojrzenie.. A, no tak.
- Jak masz na imię? - spytałem. Popatrzyła na mnie jakbym co najmniej zniósł w tej chwili jajko. -  No co? - zmarszczyła czoło.
- K..k.. Mów mi Kayla - nadal obdarowywała mnie tym dziwnym spojrzeniem. Odchrząknąłem.
- Nath - wyciągnąłem ku niej dłoń. Chwyciła ją, jej spojrzenie znów przybrało formę pytania. - Sykes, Nathan Sykes - dodałem.
- Okej, ale... - w ciszy czekałem na dalszą część. Pewnie fanka, albo szuka w pamięci mojego nazwiska czy coś -, ale czemu nie Fridge? - zaśmiałem się na całe gardło. Nie, no. Ta dziewczyna mnie po prostu rozbraja. Pyta o takie rzeczy, z takim wyrazem twarzy, że po prostu.. heh...
- Czemu się śmiejesz? - między jej brwiami pojawiła się zmarszczka, a usta delikatnie rozchyliły się wyrażając kompletną dezorientację. Próbowałem się uspokoić.
- Nie jesteś Brytyjką? - spytałem, choć dobrze znałem odpowiedź.
- Nie, ale czemu...
- Po pierwsze nie Fridge tylko Fringe - przerwałem jej. - Babcia mnie tak nazywa, ze względu na włosy - wzruszyłem ramionami.
- Ładny kolorek - dopowiedziałem patrząc na jej zarumienioną twarz. - Pomidorek czy buraczek? - ukazałem zęby w uśmiechu.
- Psychopata czy Joker?  - odparła pytaniem na pytanie. Nie od razu zrozumiałem o co jej chodzi.
- I tak wychodzi na to samo - odciąłem się.
Znowu zapadła cisza.
- Toooo... Idziemy na dół? - spytałem. Pokręciła przecząco głową.
- Młoda damo to nie jest odpowiedź! - moje słowa nie natrafiły na przedmiot, od którego mogłyby się odbić. Pozostały bez echa. Opadłem z powrotem w nogi łóżka. Obróciłem głowę i spojrzałem na nią. Nagle przez głowę przeszła mi pewna myśl.
- A tak właściwie to skąd ty się wzięłaś? - spytałem. Na początku wydała się odrobinę zmieszana, lecz po chwili jej oczy rozbłysły nieznanym mi światłem.
- Wiesz, - odparła bardzo spokojnie i wyraźnie, jakby tłumaczyła coś małemu dziecku - kiedy pewna pani, z pewnym panem, bardzo się lubi... - przerwałem jej odrzucając w jej stronę jedną z poduszek. Chwyciła ją i popatrzyła na mnie karcący wzrokiem. Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami, po czym wybuchnęliśmy śmiechem.
- Ej, a właściwie jak to jest? - spytała przerywając w ten sposób nasz "atak histerii".
- Co jest? - spytałem zbity z pantałyku.
- No, jak? Pewna pani, z pewnym panem.. i co dalej? - dopytywała. Wytrzeszczyłem na nią oczy.
- Nie wiesz? - nie mogłem wyjść z szoku.
- Na filmach w tym momencie się kończy - wzruszyła ramionami i nagle ściana obok wydała jej się bardzo interesująca, gdyż nie chciała z niej spuścić wzroku.
- Ale...
- Ogólnie wiem! - teraz zdała sobie sens, a raczej cel mojej wcześniejszej wypowiedzi. - Tak, tej wersji jestem ciekawa...- znowu powróciła do dzieła murarza.
- Aaaaa - zaplotłem ręce z tyłu głowy i wpatrywałem się chwilę w sufit zbierając myśli, gdy nagle mnie olśniło. - Nigdy o to nie pytałaś? No, wiesz jak byłaś młodsza.
Pokręciła przecząco głową.
- Jakoś nigdy nie było okazji - odparła wymijająco. Postanowiłem nie zagłębiać się jeszcze bardziej w ten temat i na jakiś czas go zostawić. Głośno nabrałem powietrza do płuc.
- Kiedy pewna pani, z pewnym panem bardzo się lubi, w sprzyjających okolicznościach, dochodzi między nimi do... - zaciąłem się. Nie wiedziałem co dalej. Spojrzała na mnie wyczekująco - Cholera, nie wiem.. - zamyśliłem się - .. idą do łóżka. Amen - skończyłem na prędce.
Do moich uszy dotarł jej cichy chichot.
- No, co? - przeniosłem na nią wzrok z sufitu.
- Nic, pięknie wyjaśniłeś - odparła.
- Jesteś już dużą dziewczynką, powinnaś wiedzieć takie rzeczy - wyszczerzyłem zęby w uśmiechu, tylko po to aby dostać w nie kolejną stertą pierza. Ile tego tu jest?!
- Według niektórych ośmioletnią - sprostowała. Czułem, że ta riposta kierowana jest do mnie i nie tylko dlatego, że byłem tu oprócz jej jedyną istotą żywą.
- Każdy może się pomylić - odparłem z uśmiechem.
- Tak, każdy... - przytaknęła, a z jej twarzy można było wyczytać, że oddaliła się już w świat swoich własnych rozmyślań.
Z moich obserwacji wyrwało mnie ciche stuknięcie do drzwi. Po chwili drewno uchyliło się ukazując za sobą fragment twarzy mojej babuni.
- Nathy, zejdziesz na dół? Tak rzadko mamy możliwość spędzanie razem czasu... - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Zaraz zejdę - drzwi zamknęły się, po czym dało się słyszeć ciężkie kroki na schodach. Coraz słabsze odgłosy w końcu ucichły.
- Zejdziesz? - ponowiłem pytanie - Kayl? - nie reagowała. Położyłem rękę na jej kolanie. Przeniosła na mnie spojrzenie. Oczami wskazałem jej drzwi i uniosłem pytająco brwi.
- Innym razem - słowa te wydobyły się z jej ust. Westchnąłem.
- Spróbujcie się dogadać, co? - popatrzyłem na nią wyczekująco.
- Ja.. chyba nie umiem - odparła.
- Jakoś ze mną ci się udało - na jej twarzy pojawił się nikły uśmiech.
- Jesteś wyjątkowo wkurzający, gdy się rozgadasz - dodała po chwili. Na co poszerzyłem uśmiech i wypuściłem powietrze nosem w delikatnym prychnięciu. No, co? Ma dziewczyna rację.
- To... trzymaj się, Mała - wstałem z łóżka i podszedłem do drzwi.
Ciche "pa" wydobyło się z jej ust. Chwyciłem za klamkę. Ostatni raz rzuciłem wzrokiem w jej stronę, jednak źrenicę Kayli były już w innym świecie, zapatrzonę w stertę czerwonych kamieni, oblanych tynkiem i pomalowanych, schodzącą już gdzie nie gdzie, brudną żółtą farbą.
Westchnąłem. Szczelina, między drzwiami a framugą, poszerzyła się. 

poniedziałek, 8 lipca 2013

Nie podsłuchuję, zbieram informacje na swój temat... #Dział 2)

Szybko wyprostowałam się i zatrzasnęłam drzwi pokoju. Zjechałam po ich tafle plecami, usiadłam. Zauważyli mnie? Oby nie... Tak, jeżeli mnie nie zobaczył to z pewnością usłyszeli trzask zamykanych drzwi. Ehmn, to się nazywa przemyślane działanie. I kto by pomyślał, że właśnie z jakieś pół godziny temu byłam gotowa zejść do tej staruszki i zacząć wszystko od "nowa". Teraz znów kulenie się na łóżku było najodpowiedniejszą formą czekania na śmierć. Nie mogłam przestać myśleć o słowach Pheni: "mój, mały, kochany wnuczek". Coś mnie gnębi od środka... Czyżby to zazdrości? Nie. Jej głos wypełniony doszczętnie słodyczą, to w jaki sposób nie wypuszczała gościa z objęć. Ta jej radość udzieliła mi się troszkę. Na prawdę cieszyłam się podglądając obrazek, który wcześniej obserwowałam w szklanym ekranie, antykorupcyjnej telewizji. Właśnie miałam się przenieść z powrotem na materac, kiedy naszła mnie pewna myśl: "Właściwie co mi szkodzi?". Musiałam się dowiedzieć czy ktoś zauważył... Ponownie zamieniłam się w żółwia ninja i otworzyłam drzwi. Odkąd pamiętam lubiłam wcielać się w inne osoby, grać na wyimaginowanej scenie życia.
- No, mów co tam u ciebie? Jak było w wielkim świecie? - zatrzymałam się w połowie drogi na schodach, słysząc te słowa.
- A dobrze... Nawet - odparł jakiś męski głos. Chwilę jeszcze przysłuchiwałam się tym gruchotaniom, słowa typu "jak ja za tobą bardzo tęskniłam", "cieszę się, że wróciłeś"... W końcu oczy zaszły mi łzami, nie mogłam się rozpłakać. Dać powietrzu tej satysfakcji. Po cichu wycofałam się do pokoju, zamknęłam za sobą drzwi, splotłam nogi na materacu i próbowałam się wyłączyć.

***w tym samym czasie, na dole***

- Babciu, słyszłaś coś? - spytałem nie pewnie.
- Co masz na myśli?
- Nooo, nie wiem. Może mi się przesłyszało - starałem się szybko zmienić temat.
- A, to na pewno Nathaniel, znowu chałasuje.
- Nathaniel? - zapytałem, omal nie zakrztuszając się przy tym kawałkiem ciasta.
- Mój kot - odparła sceptycznie, jak nie ona.
- Grandma, czy tobie nie brakuje towarzystwa? - w moim głosie dało się słyszeć troskę. Kot - Nathaniel? Zaczynam się o nią poważnie martwić.
- Co masz na myśli? - zapytała lekko oburzona.
- No, bo... Mieszkasz sama w wielkim domu. Może.... - nabrałem powietrza i dokończyłem na jednym wydechu - ... może/wprowadziłabyś/się/do/mamy/i/Jess?
- Nathan, dobrze wiesz, że nie chcę mieć z nimi nic wspólnego - odparła oschłym tonem. W sumie spodziewałem się takiej odpowiedzi. - A poza tym one mieszkają na drugim końcu Anglii.
- A w tym akurat jaki problem? - spytałem lekko zdezorientowany.
- W tym, że ja mieszkam bliżej ciebie...
- Ale ja mało kiedy jestem w domu, a jak już tu jestem to zawsze przyjeżdżam do Gloucester. 
- Dlaczego tak bardzo starasz się znaleźć mi towarzystwo? Może się do was wprowadzę, przecież macie wolne pokoje i...
- To nie jest najlepszy pomysł. Często wyjeżdżamy, siedziałabyś sama, poza tym mieszkanie z pięcioma chłopakami... Po prostu martwię się o ciebie - usprawiedliwiałem się. Choć sam nie byłem pewien intencji mojej wypowiedzi. To wszystko jakoś tak samo... ze mnie wypłynęło.
- Nie potrzebnie. Mam przyjaciółki i lokatorkę.
- Kogo? - to jednak coś słyszałem.
- Ehmn.. Amy umarła, ona opiekowała się jakąś dziewczyną i tak jakoś się złożyło, że teraz ten obowiązek zszedł na mnie - słuchałem z uwagą.
- Tooo, może by zeszła? - nie rozumiałem, skoro babcia ma wreszcie z kim mieszkać to czemu nic nie mówi? Zwykle o takich newsach dowiadywałem się przez telefon. Nie ważne, na której półkuli byłem.
- Z tym, że ona nie zna angielskiego - moja mina musiała być jednoznaczna, bo postanowiła rozszerzyć swoją wypowiedź. - Ciężko złapać z nią jakikolwiek kontakt.
- Może sprubuję? - spytałem z uśmiechem. Moja babcia ma skłonności do przesadzania. Poza tym jest uprzedzona do wszystkich małych dziewczynek. Chyba nawet ogólnie do dzieci. Nie przypominam sobie, żeby tolerowała kogoś młodego z wyjątkiem mnie i kuzyna. Jaki problem przekonać ośmiolatkę, żeby się uśmiechnęła? Wystarczy ją pocieszyć, przekonać, że Amy jest teraz w lepszym świecie. Żaden problem.
- Jeżeli chcesz, to proszę. Na górze, pierwsze drzwi po prawej.

*** w pokoju***

Zaczęłam się powoli uspokajać. Usta mi zaschły i dobrze, znowu zamknęłam się w swoim cichym świecie. Kiedy ktoś zapukał do drzwi... Po chwili wszedł.
- Nie masz ośmiu lat? -usłyszałam zdziwiony szept. Ooo jejku jakiś geniusz się odezwał. No dobrze, on też nie wygląda jak na zdjęciach.
- Jestem Nath - podał mi dłoń, a na jego ustach wykwitł uśmiech.
- A nie Fridge?! - miałam się nie odzywać, ale szok mi na to nie pozwolił. I tak o to w moim nowym rozdziale życia zostało zapisane pierwsze zdanie. Jego uśmiech poszerzył się dwukrotnie, ledwo tłumił śmiech. Co ja znowu takiego powiedziałam?