Czasem tracisz wszystko tylko po to aby otworzyć się na nowo i zobaczyć, że to co ci zostało, stało się twoim całym światem...

piątek, 7 lutego 2014

Nie miej mi tego za złe... #Dział 11)

Odwróciłam się na pięcie zdając sobie sprawę, kogo przed chwilą minęłam. Już otwierałam usta, aby dopytać o weselny konflikt, kiedy rozległ się odgłos rozbijającego się szkła. Zaciekawiona, cofnęłam się z powrotem do knajpki, mijając Nath'a cały czas stojącego w drzwiach wejściowych. Pod stołkiem barowym leżał roztrzaskany pucharek z resztką słodyczy. Powędrowałam wzrokiem trochę wyżej. Blond główka wpatrywała się tempo w moją stronę z szeroko rozdziawionymi ustami.
- Ty.. ty.. Ty go znasz? - usłyszałam osłupiały głos Emily.
Nie wiedziałam co mam powiedzieć. W gruncie rzeczy, czy można było uznać to w ogóle za pytanie? Patrzyłam tylko zafascynowana w pełni swoimi sznurówkami. Czułam się trochę jak skazaniec oczekujący na ostateczny wyrok, który miał nadejść za chwilę...
- Co tu się..? Rany! - Taylor! Jak miło widzieć jej niezadowoloną twarz. Nie sądziłam, że kiedyś ucieszę się na jej widok tak bardzo jak w tym momencie. Brunetka zaczęła zbierać odłamki szkła z podłogi. Od paru dni kompletnie nie była sobą. Żadnych ciętych ripost, tylko wręcz chorowita obojętność na wszystko co się dzieje w około.
- Słuchaj, bo ja chciałem podziękować.. - zaczął Nath, w końcu wybudzając się z chwilowego zawieszenia. Emily zerwała się ze swojego stołka i pognała do wyjścia, popychając przy tym z impetem wchodzącego właśnie starszego pana.
- Pewnie, bo zapłacić za szkody nie łaska! - Taylor podniosła się z klęczek i kręcąc głową z dezaprobaty udała się na zaplecze. Chwilę stałam zdezorientowana na środku kawiarni, jako centrum uwagi zgromadzonych osób. W końcu załamawszy ręce pobiegłam w ślad za dziewczynką.
- Lily? - zawołałam, gdy zobaczyłam ją skuloną na pobliskiej ławce. - Lily? - podniosła na mnie wzrok. - Wolne to tutaj?
- Skoro musisz - przysiadłam się obok niej. Emily oplotła się rękami i opuściła głowę.
- Mam cię przeprosić? - spytałam. Nie odpowiedziała.
- Lily, co ja takiego zrobiłam?
- Nie powiedziałaś mi, że go znasz! Nie powiedziałaś! A wiedziałaś... I nie powiedziałaś - rozpłakała się.
- Em, a ty co zrobiłaś? Miałaś możliwość spotkania swojego idola i zamiast rzucić mu się na szyję, wybiegłaś z płaczem.
Dziewczynka zerwała się z miejsca i stanęła przede mną czerwona ze złości.
- Ty.. ty... ty... Dumpty! - wykrzyknęła i wbiegła między budynki. Dłuższą chwilę siedziałam na ławce, zastanawiając się nad groteską całej tej sytuacji. Uganiałam się za dzieckiem, które oskarżało mnie o niewinność.
- Tu jesteś - z prawej strony dobiegł mnie głos szatyna. Po chwili przysiadł na poręczy ławki. - Co się stało?
- W sumie to nie wiem.. - zapadła głucha cisza.
- Nath? - zagadnęłam.
- Hmn..?
- Co to jest Dumpty? - spojrzałam na niego. Patrzył na mnie lekko zdezorientowany..
- Po co chcesz to wiedzieć? - zamyślił się. - "Humpty Dumpty sat on a wall. Humpty Dumpty had a great fall. All the king’s horses and all the king’s men couldn’t put Humpty together again." Taka wyliczanka.
- Nawet, pasuje.. - podniósł pytająco brew w moim kierunku. - Nie, nic. Co tu robisz?
- Przyszedłem ci podziękować i... Na pewno wszystko w porządku?
- Tak, jasne. Jak wypadł ślub i... Clarissa? - zmieniłam niewygodny temat.
- Clary - poprawił mnie automatycznie. Po czym stanął i obrócił się w okół własnej osi. - Jak widać jestem w jednym kawałku, bez głębszych obrażeń - uśmiechnął się. - Dzięki.
- To dobrze...
- A właśnie - przerwał mi, uderzając się otwartą dłonią w czoło. - Odkupiłem kwiaty do knajpki, tylko.. - sięgnął do wewnętrznej strony kurtki. - Tylko znowu mi się połamały! - załamał ręce.
- Jak to znowu? Nath! - zaczęła śmiać się pod nosem. Co za człowiek, no.
- Pani wybaczy - wręczył mi ocalałą łodygę, podczas gdy reszta jej współbraci wylądowała w koszu.
- To, opowiadaj - wyprostowałam się, niczym uczeń odliczający sekundy do dzwonka.
- Nie, ma o czym - uśmiechnął się. Poczułam się zgaszona.. No, ale trudno. Nie musi mi się spowiadać ze swojego życia, prawda? Chwilę jeszcze pomilczeliśmy. W końcu stwierdziłam, że czas wracać. Podniosłam się z miejsca. Nath obruszył się jakby wybudzony z głębokiego snu.
- Gdzie idziesz? - złapał mnie za przedramię.
- Do domu - odparłam najprościej w świecie. Hmn... Dom. Chyba się powoli zakorzeniam.
- A..no.. tak... jasne.. cześć.. - plątał mu się język. Pomachałam mu na odchodne i ruszyłam w obranym sobie kierunku, gdy usłyszałam wołanie za plecami.
- Kayla?
- Tak - odwróciłam się do zdezorientowanego szatyna.
- Chciałabyś spotkać resztę chłopaków? - zmarszczyłam czoło. Jaką resztę? Ach, tak. Zespół...
Zawahałam się. Nowi ludzie... A co jeśli..? Chłopak podszedł do mnie, chwycił za ramiona i zniżył twarz.
- Oni naprawdę nie są tacy źli.. - szturchnął mnie nosem.
- Ale... - zaczęłam. Odsunął się tłumiąc.. Hmn.. irytację? śmiech?
- Kayla, to nie są oświadczyny. To jak? - Gdybym posiadała cokolwiek w ustach za pewne znajdowałoby się to już na chodniku. Że co, proszę? - Proszę... - uśmiechnął się szeroko.
- Ale... 
- Ale...
- Nath..
- Nath..
- Nathan, nie przedrzeźniaj mnie!
- Nathan, nie przedrzeźniaj mnie! - kontynuował stanowczo za wysokim tonem. Ja tak nie mówię!
- Nienawidzę cię - wykrzyknęłam i odwróciłam się na pięcie.
- Nieprawda - złapał mnie od tyłu i przyciągnął do ciała.
- Właśnie, że tak! Puszczaj - sceny na ulicy... Moja specjalność ostatnio.
- Przyznaj...
- Co?
- Że zmieniłem twoje życie i nie wyobrażasz sobie dalszego istnienia beze mnie - śmiał się. 
- Pffff.. Proszę? - okręcił mną dookoła - Okej, okej! Nie jesteś aż tak irytujący na jakiego wyglądasz.
- Hmn.. Może być - puścił mnie. Obciągnęłam ubrania. Spojrzałam na jego szczerzące się usta.
- Zadowolony? - uniosłam brewkę. A co, tylko jemu wolno?
- To jak będzie? - spoważniał. - Z chłopakami?
- Zgadamy się jeszcze.. - wykręciłam się z sytuacji.
- Świetnie. Wpadnę wieczorem - włożył dłonie w kieszenie jeansów i poszedł w swoją stronę.
- Nie zapomnij badylka - rzucił na odchodnym. A to co to miało być? Scena z jakiejś słabej komedii? Moje spojrzenie powędrowało na ławkę, na której został biało-różowy tulipanek. Och, trzeba będzie wpaść do kawiarenki po drodze. 

- Co ty tu robisz? Czyżby twoje życie towarzyskie było tak nudne, że nawet wieczorami powracasz do pracy? - przywitała mnie optymistycznie Taylor, gdy minęłam próg knajpki. Puściłam jej zaczepkę mimo uszu.
- Widzę, ze wraca ci dobry humor? - odwróciła się, kątem oka spostrzegłam, że się uśmiecha. Teraz to już w ogóle jej nie rozumiem.
- Skąd to się wzięło? - wskazałam na dzbanek z identycznymi jak mój (znaczy, kawiarenkowy) tulipankami.
- Zostawił to ten boy - rzuciła wycierając szklanki. Zmarszczyłam czoło: kto? - Och, no ten z grzywką. Minęliście się w drzwiach - dokończyła lekko zirytowana.
- Nath? Ale.. - spojrzałam na kwiatek w dłoniach. Och... Czyli, że on jest... mój? 
- To do jutra - skierowałam się w stronę wyjścia. Nagle coś ostrego wbiło mi się w tenisówek - kawałek szkła. - Nieźle zamiatasz - posłałam Tay urażone spojrzenie.
- Tak, tak.. - zbyła mnie.
- Słuchaj, zapłacę za ten kufelek..
- Nie trzeba, sprawa uregulowana - oparła się o blat. Wyraz twarzy miała zmęczony, jakby tłumaczyła coś ułomnemu dziecku, po raz setny.
- Pozwoliłaś jej zapłacić? - zmarszczyła czoło jakby nie wiedząc o co mi chodzi. Nagle jej twarz rozświetliła się, jakby zrodził się tam nowy pomysł. Szybko jednak powróciła do normy.
- Pieniądz jest pieniądzem - sprostowała z tajemniczym uśmiechem na ustach. Wróciłam do domu.

Pheni nie było. Miała jakieś spotkanie klubu szwaczek czy coś w tym rodzaju. Otworzyłam lodówkę. Nie znalazłam w niej niczego.. godnego uwagi. Weszłam do pokoju i położyłam tulipanka na białej poduszce. Skuliłam się na siedząco w nogach łóżka, wpatrując się w widok za oknem. Uśmiechnęłam się. To wszystko.. To całe życie.. Tak się różniło, było takie inne..

*salon wanted'owców*

- I dlatego właśnie musicie ogarnąć trochę mieszkanie - Młody skończył swoją niezwykle długą, usypiającą przemowę.
- Przecież Clary wie jak u nas wygląda - wybudzony ze snu Max palnął największą głupotę. Jay weź go walnij jeszcze raz. Czułem, że zaraz będzie powtórka monologu Sykes'a. Wkroczyłem do akcji:
- Nic się nie bój, tylko po nią idź - zmierzył mnie nieufnym spojrzeniem. No, ludzie! Potrafię być odpowiedzialny!
- Niech.. wam będzie - odpowiedział z wahaniem i ruszył ku drzwiom. - Ale jak coś schrzanicie to nie ręczę za siebie! - rzucił na odchodnym za nim zamknęły się za nim drzwi.
- Czy on nas w ogóle nie zna? - zagadnął Loczek.
- Biedak jeszcze nam ufa - skwitował Max i wyłożył nogi na stół. O nie! Tak nie będzie. Wyszedłem z pomieszczenia, po chwili wracając z wszystkim co trzeba (a raczej co wiedziałem z filmów, że trzeba): mop, miotła, wiadro z wodą... Nawet niezły początek.
- Parker, co ty wyprawiasz? - zaskoczony Seev dzielił zdanie na pojedyncze wyrazy. Rzuciłem w niego miotłą.
- Nie gadaj, tylko zamiataj - pouczyłem.
Mulat złapał przedmiot i obrócił nim kilka razy w powietrzu.
- Trochę jak miecz świetlny - skwitował. Nagle czubek mojego mopa znalazł się przy jego szyi.
- Strzeż się potęgi Konsula! - omiotłem go groźny spojrzeniem. To było z tego filmu? Mniejsza.
- Gdybyś tak intensywnie ćwiczył władanie mieczem jak dowcipem, dorównałbyś już mistrzowi Yodzie - rzucił Siva odpychając moje "ostrze" i wskakując na stół.
Anakinie! Byłeś dla mnie bratem! Kochałem cię! - opadłem na kolana.
- Jeśli nie jesteś ze mną, jesteś przeciwko mnie - zeskoczył ze stołu.
- Zaczęła się wojna...


Ponownie przepraszam.
Długo mnie tu nie było... Nie wiem czy znajdę coś na swoje usprawiedliwienie, a jeżeli tak to z pewnością nie macie ochoty tego słuchać. Przepraszam Was i dziękuję, jeżeli tu jeszcze jesteście :)
Rozdział jest dla wszystkich, którzy czekali. W szczególności dla @Juliet_54. Obiecała Ci ten rozdział już dawno temu, przepraszam za opóźnienie. <3
P.S. Jeżeli jesteście, odezwijcie się czasem :)
Do następnego...


niedziela, 29 grudnia 2013

Ona zawsze się tu szwęda... #Dział 10)

*flashback*
 Kayla dowiaduje się z listu o karierze Nathan'a. Jess i Molly za wszelką cenę starają się wskrzesić związek Sykes'a z Patricią. Chłopcy są na swojej europejskiej trasie. Po przyjeździe Nath obiecał Clarze towarzystwo na zaślubinach jej kuzyna. Relacje Kayli z Pheni ulegają znacznej poprawie. Dziewczyna zaczyna pracę w "Morning Cafeee".
*end*

 To dziś. Ubrana w uniform podążam główną ulicą w stronę lokalu. "Masz zmianę z Taylor" słowa szefa dzwonią mi w głowię. Z Czarną Wdową. Nie powinnam oceniać jej tak surowo, ale co prawda pierwszego wrażenia za dobrego nie wywarła. "Nie ocenia się książki po okładce" - mówili, któryś tam rodzice adopcyjni, a po chwili dodawali: "No, jak ty wyglądasz? Wstyd!".
- Kayla?
- Tak.
- Taylor się spóźni. Dasz radę? - Przyjmować zamówienia? Pewnie. 

***parę dni później***

- O, znowu przyszła.
- Kto taki? - spytałam Tay.
- Ta, mała - wskazała drobną blondynkę wchodzącą przez drzwi. - Stale tu przychodzi. Jest twoja - powiedziała przerzuciwszy ręcznik przez ramię i odwracając się do jej zdaniem "poważnych" klientów.
- Hej, co dla ciebie?
- Jesteś tu nowa? - zapytała.
- Nie taka nowa, kończę dojrzewać, jeszcze trochę i zgniję - zaśmiała się. - Więc, co będzie?
- Pistacjowa pianka - wspięła się na stolik barowy. Wytrzeszczyłam oczy.
- Naprawdę to lubisz? - Sama się zastanawiałam, kto to wymyślił? Orzechy, truskawka, cytryna, mi robi się nie dobrze na samą myśl. 
- Tak - odparła jakby było to oczywistością. - A i duuuuuuuuuże lody.
- Jakieś święto się szykuje? - spytałam szykując napój.
- Wielkie - odparła a jej twarz się rozpromieniła. - Wracają!
- Kto taki? - postawiłam przed nią zamówienie. - Rodzice? - spiorunowała mnie spojrzeniem.
- The Wanted, The Wanted  wraca! - spojrzała na zegarek. - Za jakieś trzy godziny samolot będzie na lotnisku. Muszę się sprężać - połknęła wielką łyżkę lodów.
- Spokojnie, to dużo czasu - twarz jej skamieniała.
- Czy ty w ogóle wiesz kim ONI są? - Czy mi się wydaję, czy właśnie dziesięciolatka na mnie krzyczy?
- Wiem. The Wanted brytyjsko-irlandzki zespół założony w 2009 roku przez...
- Też czytałam Wikipedię. Oni są tacy, tacy, tacy... - jej twarz zrobiła się czerwona jak rak, a oczy lśniły podnieceniem - tacy boscy! Oddałabym wszystko, żeby ich zobaczyć.
- To chyba powinnaś już lecieć - wskazałam na zegarek i nim się obejrzałam po blond główce zostało tylko parę centów.

***lotnisko***

Wylądowaliśmy. Jak zwykle przywitał nas tłum piszczących fanek. Wspaniałe uczucie, ale dziś mam serdecznie dość. Marze tylko, żeby zanurzyć się w pościeli i zasnąć.. Rzuciłem okiem na zegarek, dochodziła dziewiętnasta. Clara! Obiecałem jej. Nie czekałem na busa. Złapałem pierwszą taksówkę, tak w Londynie! Niezły ze mnie desperat. Rzuciłem się na szafę w poszukiwaniu przyzwoitych ciuchów i wybiegłem z mieszkania, po drodze wybierając numer dziewczyny.
- Clar? Samolot się spóźnił. Gdzie jesteś?
- Zgadnij...
- Clarry... - połączenie zostało zerwane - no i pięknie. Cisnąłem telefonem w pobliski mur i zaraz z litanią na ustach zacząłem odmawiać zdrowaśki w intencji jego prawidłowego funkcjonowania. Para leciała mi z ust. No, tak. Wróciłem do domu. Wszedłem do pobliskiej knajpki.
- Zamykamy! Chyba, że kupujesz cały asortyment? - zwróciła się do mnie wychodząca brunetka z białym pasemkiem. - Nowa, zamykasz.

*Kayla*
Jak ja tego nie lubię. Pracuję tu dopiero tydzień, ale ciągłe zwracanie się do mnie "nowa" w cale nie pomaga mi się lepiej zaaklimatyzować.
- Tak, jest! - odkrzyknęłam z zaplecza i ruszyłam w stronę głównego wejścia. - Ooo, przepraszam, ale jest zamk... Nath?
- Kayla? A co ty tutaj robisz? - wydawał się jakby zobaczył ducha.
- Pracuję, a ty?
- Znajdzie się kawa? - potaknęłam głową. Parę minut później przed chłopakiem stał parujący napój, a ja sama zajęłam się ścieraniem stolików.
- Coś się stało? - zapytałam, kiedy cisza zaczęła mnie powoli irytować.
- I tak, i nie - wspięłam się na barowy stołek obok niego. Swoją drogą: czemu one są takie wysokie? 
- To znaczy?
- Clary nie chce ze mną rozmawiać - podniosłam pytająco brew.
- Heh... - uśmiechnął się smutno. - Moja najlepsza kumpela.
- Co takiego zrobiłeś? - jejku, jak ja nie lubię ciągnąć ludzi za język.
*Nathan*
- Spóźniłem się na ślub - wzruszyłem ramionami, a dziewczyna wyglądała jakbym ogłuszył ją patelnią. Wyjaśniłem sytuację.
- No... nie źle - skomentowała. Nastała głucha cisza.
- Dobra, Nath ruszaj się - spojrzałem na nią zdezorientowany. - Muszę zamknąć, a ty powinieneś biegnąć ją przeprosić.
Może miała trochę racji - spojrzałem na zegarek: 01:25.
- Lepiej poczekam do rana, zresztą baluje pewnie teraz na weselu..
- Nathan. Dochodzi wpół do jedenastej, myślę że zdążysz... - prawie wykręciłem jej rękę chcąc odczytać godzinę z zegarka na jej przegubie. 
- Idiota! Nie przestawiłem godziny po powrocie! - mówiąc to wbiegłem na zaplecze knajpki, w stronę tylnego wyjścia.
- Fridge! - usłyszałem za sobą wołanie. Ogólnie nie wiem czemu reagują na taką nazwę.
- Co? - rzuciła w moją stronę tulipany, które jeszcze przed chwilą stały w wazonie, na barze.
- Powodzenia - odwzajemniłem uśmiech i wybiegłem na ulicę prosto pod koła czarnego auta. No, co jakoś trzeba łapać w tym mieście taksówki. 

*** 30 minut później***

- Po raz trzeci tłumaczę, że nie mogę Pana wpuścić! - wielki jak dąb ochroniarz nie przepuszczał mnie w drzwiach.
- Ale ja jestem gościem! - ściśle mówiąc osobą towarzyszącą dziewczyny, która nie odbiera ode mnie telefonów. - Niech Pan przyprowadzi tu Clary..
- Chłopie, znajdź sobie inne miejsce na podryw... 
Nathan, myśl. Co tu robić? I nagle mnie olśniło...
- Panna młoda mnie zna! - wypaliłem zdesperowany. Olbrzym zniknął, a po chwili wrócił wraz ze... szkaradą w białej sukni. Musiałem się powstrzymać przed zwróceniem zawartości żołądka
- Pani profesor...
- Sykes! Co tu robisz? - pobladła na twarzy.
- Ja na Pani wesele - odparłem z szerokim uśmiechem, choć wewnątrz cały drżałem. Powiedzmy, że nie darzyliśmy się z psorką zbyt przyjacielskimi relacjami. Co ja mówię? Nie mieliśmy żadnych relacji. Kto w ogóle lubi matematyczki w ołówkowych spódnicach w szkocką kratę? Prrr... Do dziś to pamiętam. I jak wchodziła na moją ławkę żeby zamknąć okno. Yyy... Wzdrygnąłem się. Dość wspomnień.
- Zero przyzwoitości! Żeby w najpiękniejszy dzień w życiu nachodzi... - zaczęła coś mówić, gdy ze środka sali dało się słyszeć krzyk nastolatek.
- TO NATHAN SYKES!!! - uśmiechnąłem się pod nosem. I kto mówi, że sława jest zła?
- Widzi pan? Czekają na mnie - poklepałem ochroniarza po łopatkach i omijając osłupiałą białą mordę, zwaną inaczej panną młodą, wszedłem do środka.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Chłopakom by się podobało - impreza całkiem wymknęła się spod kontroli. Uśmiechnąłem się pod nosem i właśnie wtedy ją zauważyłem. Siedziała z boku w srebrnej sukience.. Ruszyłem w jej stronę. No to na trzy: raz, dwa, dwa i... 1/4... Wdech i..
- Czemu taka ładna dziewczyna podpiera ścianę? - zagadnąłem z uśmiechem al'a Nathan.
- Na oglądałeś się telenoweli w Hiszpanii?- oparłem się czołem o jej.
- Przepraszam.. Samolot się spóźnił i...  - w tym momencie szatynka mocno się we mnie wtuliła.
- Czyli się nie gniewasz? - zapytałem przez śmiech. Potaknęła głową. - To dobrze, bo tak w sumie to zapomniałem przestawić zegarka. - próbowała się wyrwać, ale mocniej objąłem ją ramionami.
Puściłem ją po chwili.
- A to na przeprosiny - wręczyłem jej pęk połamanych przy transporcie tulipanów, gdy uświadomiłem sobie moją wtopę było już za późno.
- Wygląda całkiem jak bukiet panny młodej - stwierdziła z powagą. Spojrzałem na nią zdezorientowany. - Tak się denerwowała, że narzeczony ją zostawi, że porwała róże..
Zacząłem się niekontrolowanie śmiać. Muszę być przy jej pierwszym porodzie, zobaczyć co będzie wyprawiać. Ała... Przystopuj Nath, żeby były dzieci, musi być... Zgiąłem się wpół, tłumiąc niespokojne skręty żołądka. Co ja za horrory tworzę? Ogólnie podziwiam faceta, który jej się oświadczył i nie zwiał. Będę musiał poprosić go o autograf..
- Ziemia do Nath'a. Jesteś tam? Nathan! - głos Clary wyrwał mnie z otępienia.
- Coś się stało?
- Nic..  
- Hej! Ty jesteś z tego zespołu, nie? Podpiszesz się nam? - nagle wyrosły przede mną dwie trzynastolatki.
- Pewnie.
*Clary*
Nathan, Nathan, Nathan... Przyszedł. Bez kumpli, bez zespołu. Sam. I zrobił to dla mnie. To najlepszy chłopak pod słońcem. Nie zastanawiając się długo, chwyciłam go za dłoń i pognałam na parkiet. No... dobrze. Tańczenie nie jest jego mocną stroną (przynajmniej takie weselne). No, ale nikt nie jest przecież idealny.

***2 dni później*** 

*Kayla*
- No, a w "Gold forever" to Nathy robi serduszko i pokazuje na mnie i na siebie! A w "Chasing the sun", kiedy gryzie go ta wampirka to wygląda jakby..
- Lily, dość! Wiem jak wygląda - mimo wszystko na moje poliki i tak wypłynął rumieniec. Dziewczynka przychodziła do kawiarni prawie codziennie i sama się dziwię, ale ją polubiłam. Miła, rezolutna, bezwstydna, wielka fanka The Wanted. Ale to do czego przyrównywała te scenę.... Dziesięciolatka nie powinna mieć takich skojarzeń. Co ja mówię? Ja nie powinnam o tym słyszeć. Jak ja mu spojrzę w twarz?
- Zrobiłaś się burakiem? - mała podniosła kąciki ust, chyba do maximum. Chociaż w jej przypadku nigdy nic nie wiadomo.
- Słuchaj - nachyliłam się przez kontuar w jej stronę. - Wcinaj te lody i buzia na kłódkę - przejechałam jej ścierką po nosie. O... i koniec mojej zmiany.
Na zapleczu zdjęłam firmowe ciuchy i chwyciwszy torbę udałam się do głównego wyjścia.
- Hej, Kayla - w drzwiach minęłam bruneta.
- Cześć, Nath - szłam dalej... Zaraz, zaraz... Nath? Przystanęłam raptownie i nagle rozległ się dźwięk tłuczonego szkła.
- Ty.. ty.. Ty go znasz? - usłyszałam osłupiały głos Emily.



Przepraszam. Bardzo, ale to bardzo. Przepraszam.
Dodaję rozdział po 3 miesiącach. Przepraszam.
Jest krótki i beznadziejny. Przepraszam.
Po prostu miałam mnóstwo pracy i mam zasadę, że nie dodaję rozdziałów póki nie skomentuję zaległych. Przepraszam.
Postaram się teraz dodawać rozdziały najrzadziej raz na 2 tygodnie lub miesiąc.
Jeszcze raz -> przepraszam <3

sobota, 7 września 2013

Nie wierzę, że on mógł zrobić coś takiego... #Dział 9)

***Gloucester***

 - Jessica, wstawaj! - usłyszałam głos mamy, po czym zostałam oślepiona promieniami budzącego się dnia.
- Mamuś jest sobota, no... - próbowałam przemówić mojej rodzicielce do rozumu.
- Na dole masz gościa - odparła chłodno.
- Gościa? - usiadłam na łóżku. Gościa? Molly była na tyle stałym bywalcem tego domu, że słowo "gość" w ogóle nie pasowało do jej określenia. Przyklepałam włosy ręką i narzuciwszy na siebie szlafrok, zeszłam na dół.
- Patricia? - zatrzymałam się na schodach, a oczy chyba wyszły mi na wierzch. Dziewczyna była cała roztrzęsiona. - A co ty tu robisz? - przytuliłam szatynkę.
- Ja... Byłam wczoraj u Nath'a - bez słowa poprowadziłam ją do swojego pokoju. Zostawiając ją na moim nieogarniętym łóżku. Zeszłam do kuchni i zajęłam się przygotowywaniem herbaty, jednocześnie szukając w lodówce czegoś na przegryzkę.
- Jess, co ona tutaj robi? - usłyszałam za plecami głos matki.
- Przyszła w odwiedziny - odpowiedziałam jakby to była najprostsza rzecz na świecie.
- Przyjaźnicie się?
- Mamo, to przecież jakby rodzina - chwyciłam kubki z napojem.
- Słońce, myślę że nie tobie o tym decydować - skarciła mnie. A ją co ugryzło? Drugi Nathan normalnie. To, że obydwoje są zrażeni do Patricii, nie oznacza, że nie można na nowo odratować jej związku z moim bratem. Przecież naprawdę do siebie pasują.
- Wiesz jaki jest Nathan; robi z igły widły. Uspokoi się i sam zrozumie, że nie potrzebnie się wściekł. Wszystko wróci do normy - odpowiedziałam i ruszyłam na górę.
- Przyniosłam herbatę - powiedziałam odkładając rzeczy na dół i przysiadając się obok dziewczyny.
- Pat, co się stało?
- On już mnie nie chce znać - wyszeptała, a w jej oczach zabłysły łzy.
- Na pewno nie jest aż tak źle...
- Jess, sam mi tak powiedział - przerwała mi i rozpłakała się na dobre. Nie pozostało mi nic innego jak wysłać sms-a do Molly.

*****

- Mówiłam, że to świnia! - do pokoju wpadła Mol i zaraz mocno przytuliła Patricię. Jej... Na nią to zawsze można liczyć... Zaraz, zaraz... Jak ona go nazwała?
- Molly...
- Nie, Ica. Tym razem go nie broń, zobacz jak ona wygląda - wskazała na gościa.
- Słuchaj, zapomnij o nim. Nie jest ciebie wart. Jeszcze wróci z podkulonym ogonem - pocieszała.

***pokój Clary***

- Coś, ty taki przygnębiony? - spytałam Nath'a podczas rozmowy przez skype'a.
- Nie jestem...
- Księżniczka nie oddzwania - przed kamerką wyskoczyły mi uradowane twarze Max'a i Tom'a.
- Jaka księżniczka? - spytałam przez śmiech. Nawet już trochę tęskniłam za tymi wariatami.
Odpowiedziały mi szmery, popychania, a po chwili połączenie zostało zerwane. Super...

Od: Nathy ♥
Treść: Sorry za imbecyli :)

Odpisałam pośpiesznie, że rozumiem czy coś w tym stylu. Po czym zaczęłam przeglądać materiały z uczelni. "Jaka księżniczka?" - chłopaki to mają czasem niezłe pomysły. Skwitowałam i wróciłam do lektury.

***trasa The Wanted***

- Czy wam się do reszty poprzestawiało w głowach? - spytałem, gdy zamknąłem okienko skyp'a. 
- Co my znowu takiego robimy? - wtrącił Parker.
- Wtrącacie się w nie swoje sprawy! - załamałem ręce. Jay położył mi rękę na ramieniu.
- Jesteśmy jak rodzina, mamy wspólne problemy - jakoś nie pocieszył mnie ten fakt. - Nie mogłeś jej normalnie tego powiedzieć? - wzruszyłem ramionami.
- Cześć. Jestem Nathan. Tak, z TEGO zespołu. A co jakby okazała się kolejną natrętną fanką?
- Młody, jakby nią była to od razu by cię rozpoznała. Zresztą sam mówiłeś, że dziewczyna żyła pod kloszem. To skąd miałaby nas znać?
- Sam nie wiem - rzuciłem spojrzeniem w stronę telefonu.
- Dobra, mam tego dość. Dzwoń - podał mi aparat.
- Wyjdę na desperata... - zacząłem.
- A nim nie jesteś? - wybrałem numer. Po dwóch sygnałach rozłączyłem się.
- No, chyba sobie żartujesz - Loczek zabrał mi komórkę i ponownie zadzwonił.

***pokój Kayly***

Obudziły mnie odgłosy wibracji. Dochodziła druga po południu, tak to jest, kiedy spędza się całą noc w sieci. Odebrałam połączenie, nie patrząc na wyświetlacz.
 - Hallo? - zapytałam niemrawo.

***po drugiej stronie słuchawki***
 
- Cześć. Kayla, tak? Mówi Jay - kolega Nathan'a. Właśnie podaję ci go do słuchawki - zakryłem aparat ręką i wymownie spojrzałem na Sykes'a, kręcił przecząco głową, co za dzieciak.
- Niestety, boi się podejść do słuchawki. Wiesz jak to jest, niby duży chłopak a strachliwy jak... - Młody wyrwał mi telefon z ręki i odepchnął mnie na bok.
- Kayla? Hej, to ja. No, tak... Cześć. Otworzyłaś? Właśnie nie wiedziałem jak ci to powiedzieć... Ale w porządku? Na pewno? Nawet nie wiesz jak się cieszę. I co sądzisz? Miło słyszeć. Obudziłem cię? Naprawdę? To będę już kończyć. Wracamy w czwartek. Yhmn... Do zobaczenia.
Po skończonej rozmowie opadłem na sofę. Ufff.. Jest w porządku. Mimo to.. tak przez telefon? Nie jestem pewny. Podoba jej się. Może to jednak z grzeczności?  Czemu ja się tak przejmuję?
- I co? - spytał Loczek.
- W porządku. Chyba - uśmiechnąłem się.
- To może wreszcie oderwiesz się od tej komórki?
Włożyłem telefon do kieszeni spodni i ruszyłem do salonu.
- I jak? Zadzwoniła? - wyszczerzył się Max. Rzuciłem mu zmęczone spojrzenie.
- Ja zadzwoniłem - wtrącił się Jay.
- To w końcu czyja to laska? - Tom.
- Niczyja - uciąłem. - Co oglądamy?

niedziela, 1 września 2013

No, chyba nie tej... #Dział 8)

***pokój Kayl***

Przecież się nie dowie... Można by ją otworzyć. Nie! Kategoryczne i ostateczne, nie. Poczekam do północy. Tik, tak, tik, tak... A właściwie to, która godzina? "22:49". Dopiero? To jakieś żarty. Czemu ten czas leci tak wolno? Ale w sumie, w Tokio jest już nad ranem. Co ja wygaduję? Nie mogąc dłużej patrzeć na kopertę wielkości małej paczuszki, schowałam ją do szuflady. Ufff.. nie kusi. Trzeba by się czymś zająć... Nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam. Obudziłam się koło dziewiątej rano. Ubrałam się, poukładałam w szafach i zeszłam na dół. Przywitałam się z Pheni. Stanęłam w drzwiach kuchni wpatrując się w przestrzeń przed sobą. I jak tu zacząć rozmowę?
- Ja.. chciałam podziękować pani za to wszystko - zawsze jakiś początek. Prawda? Nie jestem najlepsza w przełamywaniu lodów.
- Nie ma sprawy. I mów mi Pheni - odpowiedziała, nawet się do mnie nie odwracając. Nie pomaga.
Zapanowała cisza, przerywana tylko przez szum wody w zlewie.
- Może pomogę? - spytałam.
- Co z twoją edukacją? - zupełnie zignorowała moje pytanie. To zaczęło nabierać formy przesłuchania.
- Za dwa tygodnie skończę siedemnaście lat. Uczyłam się w domu. Przeskoczyłam klasę. Skończyłam szkołę - odpowiadałam krótkimi zdaniami. I tak jej to nie obchodziło.
- Jakieś studia? - kontynuowała.
- Od września.. A mamy początek marca - odparłam. Wiedziałam, że potrzebuję dyplomu, ale nie miałam pojęcia jakiego. Jedyna przyszłość jaką kiedykolwiek planowałam to z Julien'em - przyszywanym bratem. Techniczna strona muzyki i videoclipów to była nasza wspólna pasja. Bez przyszłościowe, puste, dziecięce marzenie...
Kobieta tylko potaknęła głową. Czułam, że jej przeszkadzam. Postanowiłam wyjść na ulice. Z dłońmi w kieszeniach przechodziłam się między knajpami, sklepami, latarniami...
"Zatrudnię kelnerkę" - mój wzrok przykuło ogłoszenie wystawione w szybie "Morning Cafeee". Cóż.. Coś przez ten rok i tak będę musiała robić. Niby miałam pieniądze na koncie po zmarłej Amy, ale dodatkowy wpływ gotówki nie zaszkodzi. Weszłam do środka i stanęłam przy wzniesieniu do kasy.
- Kawa, deser, pizza, obiad? - przede mną stała brunetka z blond pasemkiem z przodu.
- Yyyy, myślałam, że to tylko kawiarnia - odparłam.
- Nazwa jak widać zawodna. Trzeba się rozwijać. Zamawiasz coś? - widać, że zaczęła się powoli denerwować.
- Ja w sprawie pracy...
- Rety.. - przewróciła oczami. - Ralph! Do ciebie. Nowa - krzyknęła w stronę zaplecza, mierząc mnie, przy ostatnim słowie, spojrzeniem. Jakoś jej nie polubiłam.
Z zaplecza wyszedł mężczyzna koło czterdziestki, wyglądał dość sympatycznie. Zaczęliśmy rozmawiać.
- Czyli od 6.00 do 14.00 lub 14.00 - 22? Pięć dni w tygodniu. Soboty płatne extra. I zaczynam od poniedziałku?
- Tygodniowy okres próbny. Masz zmianę z Taylor - wskazał brunetkę. - Grafik jest tygodniowy i ruchomy. Od poniedziałku masz pierwszą zmianę, w piątek popołudnie i w sobotę jesteś od rana.
- Tak, jest - trochę to chaotycznie, ale może to dlatego, że szef wydaje się bardzo kontaktowy? Może rozumie jakieś "wypadki"? No w końcu zatrudnia młodzież, a ja jestem jedyną osobą, która nie może zwalić na egzaminy czy szkołę. Przynajmniej na razie.
- To dla ciebie - podał mi krótki czerwony fartuch, przewiązywany w pasie, z kieszonką na notes i długopis, na której zielonymi literami wyszyte było logo oraz czerwony daszek na głowę, również z logo. Nie jest tak źle.
Wychodząc z zaplecza usłyszałam jeszcze prychnięcie i słowa Taylor:
- Mówiłam, że nowa. 
I mam pracę, a wyszłam tylko na spacer. Nie wiem czemu aż tak cieszył mnie ten fakt. Nie jestem zbyt kontaktowym człowiekiem a zatrudniłam się jako kelnerka. Praca z Czarną Wdową - Taylor. Właśnie tak nazywałam ją w myślach. Niby nie ocenia się ludzi po pozorach, ale... Oj, tam jeszcze się do niej przekonam. Może. Sama w to nie wierzę.
Telefon za wibrował mi krótko w kieszeni, zwiastując nadejście sms-a.

Od: Fridge :D
Treść: I?

O co mu chodzi? Jejku, paczuszka! Siedziałam jak na szpilkach nie mogąc jej otworzyć, a teraz zwyczajnie o niej zapomniałam! Pędem puściłam się w stronę domu. "Dom" chyba mogę nazywać tak to miejsce, przynajmniej jako budynek. Tym razem, o dziwo, się nie zgubiłam.
- Kayla, obiad - usłyszałam zaraz, gdy przekroczyłam próg drzwi. Miałam ochotę zignorować tą informację i zamknąć się w pokoju, ale skoro mam pracować nad polepszeniem naszych relacji to...
Westchnęłam i przywołując na twarz życzliwy uśmiech, usiadłam przy stole.
- Co robiłaś? - pytanie zadane było życzliwym tonem.
- Przespacerowałam się i.. znalazłam pracę - odpowiedziałam.
- Naprawdę, a gdzie? - I tak rozpoczęła się lawina pytań, która z czasem przerodziła się we wspomnienia starszej pani na temat jej wcześniejszych zajęć, aż w końcu przybrała formę rozmowy. Byłaby to nawet miła odmiana, gdyby nie to, że naprawdę chciałam znaleźć się w swoim pokoju. A staruszka jakby się nakręciła - nie przestawała mówić. I tak o to minął najdłuższy obiad w moim życiu, po którym nastąpiła jeszcze herbata. W końcu zegar kuchenny wybił osiemnastą, Pheni przeprosiła mówiąc coś o jakimś serialu i zapraszając mnie do obejrzenia wraz z nią. Podziękowałam, wymigując się wielkim zmęczeniem i chęcią wcześniejszego położenia się spać, skierowałam się w stronę pokoju. Tam momentalnie odrzuciłam rzeczy na stojący w kącie wiklinowy fotel i wyciągnęłam z szuflady paczkę. Usiadłam z nią na łóżku i delikatnie rozerwałam kopertę. Teraz w dłoni trzymałam cienkie, kwadratowe pudełko owinięte szarym papierem, na którym odręcznie napisane było: "Tajemnica #1". Zaczęłam rozchylać papier...

***arena w Madrycie***

- Młody, wchodzimy za 3 minuty! Możesz zostawić ten telefon w spokoju? - do uszu dobiegł mnie głos Jay'a.
- Nie martw się jak kocha to zadzwoni - zaśmiał się Max. Jak ja go czasem nie znoszę. Nie wie o co chodzi, ale odezwać się musi. Odłożyłem telefon, pewnie i tak się już nie odezwie.. Westchnąłem, gdy usłyszałem pierwsze dźwięki "All Time Low", podskoczyłem kilka razy w miejscu i wbiegłem na scenę.

***wracamy do paczuszki***

Papier leżał u moich stóp. W ręce trzymałam plastikowe pudełko - płyta "The Wanted". Na okładce było jakiś pięciu chłopaków wraz z Nathan'em. Chyba to jakieś żarty. Chwyciłam laptopa i wpisałam nazwę w wyszukiwarkę... Prawię całą noc spędziłam na przeglądaniu różnych stron z informacjami o nich oraz oglądając wywiady i tym podobne. Uśmiechałam się przeglądając wpisy fanek, pisały naprawdę ciekawe rzeczy: od podziękowań, wyznań, do propozycji matrymonialnych. Zaczęło świtać.. Tego samego ranka założyłam konto na twitterze, poznałam kilka Prisoners, zgłębiłam zagadnienia związane z TWFanmily, WantedWednesday, ale także z innymi fandomami. Czułam się jakbym znowu bawiła się z Julien'em przeglądając i śledząc cudze kariery. Jednak pewnego rodzaju uczucie pustki kłębiło się we mnie. Nikomu nie napisałam, że znam wielkiego Nathan'a Sykes.. Ja znam Fridg'a, a raczej myślałam, że go znam... Chwyciłam jeszcze discman'a i włożywszy do niego płytę, położyłam się do łóżka. Byłam zmęczona, ale nie mogłam zasnąć. Wsłuchując się w melodyczne dźwięki, zastanawiałam się jaka powinna być moja reakcja i czemu nie powiedział mi tego wprost? I dlaczego czułam się rozczarowana i oszukana, skoro widywałam go dopiero tydzień i sama mu o wszystkim jeszcze nie powiedziałam. 


Rozdział dla Kinii :* - mojej pierwszej czytelniczki na tym blogu :) Na osłodę jutrzejszego dnia. Tak teraz możesz mnie wyzwać, za ten beznadziejny rozdział. :)

Witam, nową czytelniczki Dreamer ♥, Weronikę i nie ma problemu, będę Cię informować na tt. :)

Wszystkim życzę, aby ten powrót do szkoły nie był AŻ tak straszny. Damy radę :) 
 

piątek, 30 sierpnia 2013

The Versatile Blogger + Sprawa do Was :)

Dostałam dwie nominację, za które bardzo dziękuję, od: Justyna Sykes i Rina L. :)

Zasady:

- podziękować za nominację osobie, dzięki której zostałeś włączony do gry
- pokazać na blogu nagrodę Versatile Blogger Award
- ujawnić 7 faktów dotyczących własnej osoby
- nominować 15 blogów, które według nominowanego na to zasługują
- poinformować o fakcie nominowania autorów blogów
 
 
 
Fakty o mnie (bo to kogoś interesuje ^^):
 
1. Mój telefon służy mi za mp3, mp4, przeglądania blogów -  internetu... Ciekawe czy umie dzwonić? Muszę to kiedyś sprawdzić. :)
2. Przed snem zawsze czytam imagin'a. Biorąc pod uwagę, że szukam ich przez wyszukiwarkę, zazwyczaj zamiast jednego czytam wszystkie zamieszczone na blogu. :)
3. Działam tylko pod wpływem presji, czyli robię wszystko na ostatnią chwilę. xD
4. Szanuję Anonimy (sama nim jestem) i po prostu krew mnie zalewa, kiedy wiedzę jak ludzie piszą: "anonim = hejter". -,-
5. Jako "Lose my mind" funkcjonuje od roku, ale zwykły anonim był dużo wcześniej. :)
6. Staram się być wegetarianką. "Staram się", bo jakoś do rodziców to nie dociera i raz w tygodniu ładują we mnie mięso. :( 
7. Mam dobrą pamięć. Pamiętam wszystko, zwłaszcza rzeczy, o których chciałabym zapomnieć.
8. Mam swoją filozofię i odmienne poglądy na większość tematów.
9. Nigdy nie zapominam i w pełni nie wybaczam - udaję, że nic się nie stało.
10. Uwielbiam koty. ^^
11. Marzę o menagerstwie, trochę o reżyserce (bardziej pod względem videoclip'ów), ale nie mam odwagi się za to wziąć. Czyli później będę płakać (jakbym już tego nie robiła).
12. W swoim pokoju mam około 20 kaktusów. :)
13. Słucham wszystkiego co w padnie mi w ucho, przeglądam nowości, teledyski itp., kiedyś było to hobby, teraz wręcz chora pasja. :)
14. Zbywam większość pytań. Po prostu wiem, że jak się rozgadam to powiem za dużo.

Nominuję, ale nie wszystkich informuję, bo wiem, że niektórych to strasznie wnerwia (grzecznie mówiąc) ^^. Poinformuję pod nowymi rozdziałami :)
Te powyżej + wszystkie blogi, które czytam :) 
  

Sprawa do Was :) 

Chciałam Was poinformować (zaprosić?) na moje pozostałe blogi:
 
1) Don't tell me that one day will be the end...
2) A good day to tell end... - to opowiadanie jest całkiem nowe. Nie wiem... Mnie się wydaję, że jest trochę inne, gdyż historia zaczyna się z końcem The Wanted. Zajrzyjcie, proszę. :) Nie każe Wam czytać, ale byłoby miło, gdybyście się rozejrzeli. :)

To, na tyle :)
     Do kolejnego napisania :)

wtorek, 27 sierpnia 2013

Walizka, Patricia, wesele, telefon - pomocy... #Dział 7)

***mieszkanie The Wanted, pokój Sykes'a***

Obudziły mnie krzyki dochodzące z salonu. Przewróciłem się na drugi bok. Nie dam dźwiękom tej satysfakcji! Nie wyrzucą mnie z łóżka! Ehmn, otworzyłem oczy przed, którymi widniały czerwone plamy. Zamrugałem kilka razy. Plany przybrały kształt cyfr: "16:28". Moja głowa ponownie zanurkowała między poduszki. Zaraz, zaraz... Która? Wytrzeszczyłem oczy i zerwałem się z łóżka. Co ja robiłem w nocy? Przewrócony laptop na podłodze posłużył mi jako odpowiedź. Zasnąłem koło szóstej - siódmej nad ranem. Hmn.. i tak długo spałem. Zszedłem do chłopaków.
- O.. jest nasza śpiąca królewna! - uśmiechnął się Siva.
- Taaa... Czemu mnie nie obudziliście? - spytałem kierując się do lodówki. Jak zwykle była prawie pusta, a to nowość. - Który miał zrobić w tym tygodniu zakupy? - Popatrzyli na mnie zdegustowani. - Czyli, że ja?
- Młody randkuje i o obowiązkach zapomina - wyszczerzył się Max. Posłałem mu zmęczone spojrzenie.
- Pamiętałem.. Po prostu i tak jutro wylatujemy.. Pójdę po powrocie...
- Już to widzę. Pewnie Clara zrobi, jak zawsze - Jay. Śmiech pozostałych wyrażał aprobatę.
- Lubicie ją wykorzystywać, nie? - usiadłem przed telewizorem.
- My? To ty po nią dzwonisz - uśmiechnął się Seev, a moja komórka, jakby wyczekując tego momentu, zaczęła wibrować. Podniosłem ją do ucha, ku ucieszeniu pozostałych.
- No, cześć Clar - powiedziałem do aparatu, a chłopcy wybuchli śmiechem. Wywróciłem oczami. - No, okej. Już się loguję - zakończyłem połączenie i nie zważając na reakcje chłopaków. Poszedłem do swojego pokoju, odpaliłem laptopa, uprzednio przepraszając go za noc spędzoną na podłodze i zaklinając w myślach aby się włączył. Zalogowałem na Yahoo...

CLARA :) : Co tam? ^^
NATH ♥ : Ty dzwoniłaś :P Pakuję się. Z czym problem?
CLARA :) : Pakujesz się? o.O Hahahahahaha, czyli rzucasz rzeczy do walizki :D
NATH ♥ : Ty w ogóle we mnie nie wierzysz :(
CLARA :) : Oj, nie płacz. <3
NATH ♥ : I tak nie zamierzałem :* Więc...?
CLARA :) : Pff... Nijakie "więc". Nie mogę już z tobą normalnie porozmawiać?
NATH ♥ : Nie możesz :D Clar, nie urodziłem się wczoraj...
CLARA :) : Kuzyn się żeni.
NATH ♥ : GRATULACJE :) Który?
CLARA :) : Joy.
NATH ♥ : O.o? Kim jest ta męczenniczka i czym zasłużyła sobie na tak wielką karę?
CLARA :) : Hahahahahaah - twoja była matematyczka. :D
NATH ♥ : Żartujesz.
CLARA :) : Nie.
NATH ♥ : Wiedziałem, że sprawiedliwość, kiedyś nastąpi. Hahahah chciałbym to zobaczyć :D
CLARA :) : Chcesz?
NATH ♥ : ??
CLARA :) : Mam wolne miejsce.. Osoba towarzysząca *wywraca oczami*
NATH ♥ : Czy to ma być zaproszenie? *unosi brew*
CLARA :) : Nie. Sugestia :P
NATH ♥ : Aaaa, prawdopodobnie panna młoda (jak spróchniałe drewno) dostałaby zawału na mój widok. A znając twoją rodzinę to.... same dzieciaki i staruszki? :P
CLARA :) : No widzisz - towarzystwo w sam raz dla ciebie :p
NATH ♥ : Hahahahahah :(
CLARA :) : I tak się śmiejesz pod nosem.
NATH ♥ : Jak ty mnie znasz :) Będziesz się tam nuuuuuudzić...
CLARA :) : A widzisz :) Nie...
NATH ♥ : Przyznaj się :)
CLARA :) : Będzie mi się strasznie nudziło, jeżeli będę tam sama. ZADOWOLONY?
NATH ♥ : I to bardzo :) Gdzie i kiedy?
CLARA :) : Manchester. Za 2 tygodnie - czwartek.
NATH ♥ : We wtorek wracamy z trasy...
CLARA :) : Ok, rozumiem.
NATH ♥ : Po prostu nie wiem czy nam coś nie wyskoczy... Postaram się być, ok? Ale nie obiecuję.
CLARA :) : Nie musisz.
NATH ♥ : Ale chcę. Jak nie zobaczę na własne oczy, że oni się żenią to nie uwierzę :D
CLARA :) : Tylko nie zemdlej z tej ekscytacji :P Dzięki. :)
NATH ♥ : No, oczywiście. Skaczę po pokoju... *ironicznie*
CLARA :) : Spadaj się pakować. Pa :)
NATH ♥ : Dam radę. Cześć.

"19:48"  - Nie no, dam radę. Wyciągnąłem walizkę spod łóżka. Po co ja się w ogóle rozpakowuję? Więc: spodnie, bluza, koszulki, bielizna, buty, skarpety... czapki. Hmmnn..
- NATHAN! 
- Co? - wszedłem do salonu. Muszą mi przeszkadzać? Jay wskazał ręką w stronę drzwi. Powędrowałem za nią wzrokiem i... wybałuszyłem oczy, a cały humor ostatecznie opuścił moje ciało. Czy to będzie nieodpowiednie, jeżeli każę chłopakom zatrzasnąć drzwi i wrócę do siebie?
- Patricia, co ty tu robisz? - spytałem chłodno, kiedy podszedłem do drzwi.
- M.. Możemy porozmawiać?
- Pat, nie mamy o czym - odparłem.
- Nath... - zainteresowane spojrzenia chłopaków spoczęły na nas. Wyszedłem na klatkę i zamknąłem drzwi.
- Czego ty jeszcze chcesz?
- Bo ja... ja... bo... my... Daj nam jeszcze jedną szansę - sarkastyczny uśmiech wkradł się na moje usta.
- Nie ma żadnego nas i już nigdy nie będzie. Idź sobie - uciąłem. Złapała mnie za dłoń.
- Nathan, przepraszam - w jej oczach pojawiły się łzy.
- Kurde, Pat. Zostaw mnie w spokoju..
- Ale to było tylko raz, to nic nie znaczyło - broniła się. Czułem jak ulatuje ze mnie cała wściekłość, został tylko żal i smutek.
- Gdyby ci zależało nie zrobiłabyś tego..
- Ale ciebie wtedy nie było - te słowa uderzyły we mnie z mocą pioruna. Ona sama wydawała się nimi zaskoczona.
- Nie było.. i nie będzie. Nigdy - wszedłem do mieszkania i zamknąłem za sobą drzwi. Zatrzasnąłem dziewczynie drzwi przed nosem. Pięknie. Chłopaki popatrzyli na mnie pytająco, wzruszyłem ramionami. Zamknąłem się w pokoju i rzuciłem na łóżko. Nie chciałem tego, ale moje oczy robiły się coraz bardziej mokre. Kurde, nie chciałem tego. Nie chciałem jej znać, na nią patrzeć, ale ją kochałem i to mnie tak cholernie boli.. Nie, nie dam jej tej satysfakcji! Dość już przez nią wycierpiałem. Wróciłem do pakowania. Walizka jest! Jeszcze tylko ładowarka i laptop... Dźwięk przychodzącej wiadomości ponownie przerwał moją pracę.

                                                  Od: Kayla :)

Treść: Zły Nathan :(


Uśmiechnąłem się pod nosem.

Do: Kayla :)
Treść: Bardzo :) Wytrzymasz.

Od: Kayla :)
Treść: A co jak do jutra umrę?

Do: Kayla :)
Treść: Nie umrzesz :) Masz powód aby żyć :D

Od: Kayla :)
Treść: Oczywiście. :( Powiesz? :)

Do: Kayla :)
Treść: Jutro się sama dowiesz :) A... i włącz roaming w telefonie.

Od: Kayla :)
Treść: Dzięki... Po co? O.o

Do: Kayla :)
Treść: Proszę :) Bo tak.

Od: Kayla :)
Treść: Dużo jeszcze tych sekretów? :(

Do: Kayla :)
Treść: Mniej niż u ciebie... Parę naście tysięcy :D

Telefon milczał przez kolejne piętnaście minut. 


Do: Kayla :)
Treść: Obraziłaś się? :(

Od: Kayla :)
Treść: Nie. Liczyłam swoje tajemnice :P

Do: Kayla :)
Treść: I ile ci wyszło? :)

Od: Kayla :)
Treść: Tajemnica.

Do: Kayla :)
Treść: Nie wykorzystuj moich słów przeciwko mnie!

Od: Kayla :)
Treść: Nigdzie nie pisało, że nie można.

Do: Kayla :)
Treść: Ale teraz już wiesz. Nie można.

Od: Kayla :)
Treść: Czemu?

Do: Kayla :)
Treść: Bo ja tak mówię :)

Od: Kayla :)
Treść: A kto się ciebie słucha? :P

Do: Kayla :)
Treść: Ty.

Od: Kayla :)
Treść: Yhmn :)

Do: Kayla :)
Treść: Nie ironizuj :D Prawda. Idź spać. Pa :)

Od: Kayla :)
Treść: Nie pójdę :p Na przekór.

Do: Kayla :)
Treść: Otwórz paczkę. Na przekór - nie otworzysz :D

Od: Kayla :)
Treść: Jesteś złośliwy :( 

Do: Kayla :)
Treść: Tak jak ty? :) 

Od: Kayla :)
Treść: Chciałbyś, pa.  

Do: Kayla :)
Treść: Tylko włącz :) Kolorowych.


Skończyłem się pakować... Rano przyjechał po nas Kev i udaliśmy się na lotnisko -> przystanek Hiszpania.


                                                                            
Rozdział dla Anonimka :)
Jeżeli chodzi o częstość dodawania rozdziałów, to staram się je dodawać raz na tydzień.
Na ten blog pisanie idzie mi dużo szybciej także pomyślę nad dodawaniem częściej, ale wszystko zależy od czasu. :)



 

 

środa, 21 sierpnia 2013

Sama wiem co dla niego najlepsze... #Dział 6)

***obserwując sytuację z boku (obiektywny obserwator)***

- Mamo, wychodzę! - głos blondynki poniósł się po całym domu, a nogi nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź wyszły po za próg. Dziewczyna raźnym krokiem ruszyła przez ulice, skracając sobie drogę przechodząc przez cudze posesje. W końcu dotarła do pierwszego wysokiego zabudowania. W windzie złapała za komórkę, prędko wybierając znany na pamięć numer.
- Trzy, dwa, jeden.. - zaczęła odliczać nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź. Drzwi rozstąpiły się ukazując przyjaciółkę z telefonem w ręce. Szybko zerwała połączenie i rzuciła się na koleżankę.
- Molly! -  cały czas nie wypuszczała jej z ramion.
- Jess! - wykrzyknęła szatynka, kiedy już udało jej się złapać oddech. Dziewczyna spędzały ze sobą każdą wolną chwilę. Niekiedy widywały się kilka razy dziennie, jednak przywitania zawsze wyglądało tak samo: krzyki i uściski - nie ważne czy w domu, czy na środku ulicy.
- Wchodź - Mol pociągnęła gościa w stronę swojego pokoju, gdzie jak zwykle usiadły koło wielkiego okna na olbrzymich poduszkach. Młoda Sykes zazdrościła koleżance tego widoku. Jej pokój, co prawda na piętrze, ale nie dawał takiego poczucia oddalenia od rzeczywistości. Nieraz zdarzało im się z okna na piątym piętrze obserwować ludzi spieszących ulicami Gloucester, komentując ich w różnoraki sposób i obmyślając powody ich różnych zachowań.
- No, więc? Mów, co jest? - Molly trąciła ramieniem Jess, kiedy już cały prowiant został ustawiony na podłodze, a telewizor w kącie, na stacje muzyczną.
- J-j-j-j-j-j-j-j-j-j-j-j-j-j-j-j-ESS - Jessica ocknęła się.
- No wiesz... chodzi o Nath'a
- A co on znowu zepsuł? - spytała szatynka. Napotkawszy surowe spojrzenie koleżanki, westchnęła teatralnie. Po tylu latach znajomości z rodziną Sykes'ów, jedyne co widziała w "gwiazdce pop'u" to wkurzającego brata swojej najlepszej przyjaciółki. Mimo tego, Jess nie pozwalała mówić o nim złego słowa. Nastąpiła głucha cisza.
- Rozmawiałaś z Patricią, prawda? 
- Tak, ale słuchaj... Ona naprawdę tego wszystkiego żałuje. Nath nawet przez telefon wydaje się osowiały, a jeszcze ta głupia piosenka... A była z nich przecież taka idealna...
- Stop! Jess wolniej. Jaka piosenka?
- "Warzone" - jej odpowiedź napotkała pytające spojrzenie. - Jeszcze nie wyszła.
- Aaa, okej.. - chwila ciszy. - Rozmawiali w ogóle o tym?
- W sensie... Pat próbowała, ale w niego jakby jakiś osioł wstąpił. Nie chce słuchać. 
- Może by tak im jakieś spotkanie zorganizować?
- Nie ma kiedy.. - westchnęła blondynka. - Chłopcy jadą do Europy, a jak wrócą to i tak pewnie się nie ruszą z Londynu.. A przecież nie wepchniemy mu jej do domu.
- Racja... O ile lepiej by było jakby mieszkali tutaj... 
- Właśnie. Nawet nie wiesz jak mi się na nią ciężko patrzy. Pat to teraz taki wrak człowieka. Ona naprawdę to przeżywa. Sama nie wie, jak mogła go zdradzić? 
- A może coś w tym jego winy? No wiesz... Praktycznie cały czas gdzieś jeździ, nigdy go nie ma...
- Może... - Jessica wzruszyła ramionami. Teraz obie wpatrywały się w ekran telewizora, gdzie jak na złość leciało "Gold Forever"...

*w tym samym czasie w centrum handlowym, w Londynie*

Clara od godziny chodziła po przeróżnych sklepach w poszukiwaniu jednej pary butów. Wesele kuzyna zbliżało się wielkim krokami. Jednak nie obuwie stanowiło jej największy problem. Osoba towarzysząca... Pięknie, tylko kogo miałaby zaprosić? Obracała się bardziej w żeńskim towarzystwie... No, dobrze. Bądźmy szczerze prócz Nath'a nie przyjaźniła się z żadnym "normalnym'' osobnikiem płci przeciwnej. Nathan? Nie... to głupi pomysł, mimo wszystko.. Powróciła wzrokiem do półek, gdy jej oczom ukazały się buty z firmy Nareeshy. Uśmiechnęła się krzywo. Gdyby miała lepsze kontakty z dziewczyną pewnie ta pomogłaby jej... jakoś. Fakt był taki, że ani z nią, ani z dziewczyną Tom'a nie potrafiła znaleźć wspólnego języka. Nie łatwiej było z samymi chłopcami. Spędzała z nimi sporo czasu, ale bardzo się przy nich pilnowała. Niekiedy nie wiedziała jak się zachować. To właśnie dlatego zrezygnowała z kręcenia "WantedWednesday", choć oficjalnym powodem były oczywiście: studia. Brakowało jej tego. Zwłaszcza teraz, kiedy ich relacje uległy znacznej poprawie. Westchnęła cicho i biorąc wcześniej zauważoną parę butów, ruszyła do kasy. Miała już dość zakupów na ten dzień.
- Clara! - usłyszała, gdy wyszła ze sklepu.
- Patricia? - była wyraźnie zdziwiona.
- Bo ja.. tak... Buty od Nari? - spytała.
- Co? - teraz spojrzała na swój zakup. - Cholera.. - szepnęła i podnosząc wzrok na zielonooką, potaknęła.
- Co, co u chłopców? 
- Jadą w trasę. Informacje są na stronie - odparła oziemble i wyminęła ją.
- A co z Nath'em? - spuściła głowę.
- Jedzie z nimi.
- Clara, wiesz że nie o to mi chodzi!
- Patricia! Co ja mam ci mówić? - odwróciła się w jej stronę. - Że zachowałaś się jak ostatnia szmata? I wiesz, co? Weź ty się od niego w końcu odczep!
- Yyyy, przepraszam? Którędy do Starbuck'a? - średniego wzrostu dziewczyna wpatrywała się to w jedną to w drugą stronę.
- Schodami na trzecie piętro - odparła Clara i odeszła, mijając oniemiałą Pat.

***Starbuck, pięć minut później***

- Kayla, trafiłaś. Brawo.
- To nie było znowu jakieś trudne - przewróciła oczami i kopnęła chłopaka pod stołem.
- Auu, okej, okej. Przepraszam, że zwątpiłem w twoją wspaniałą orientacje w terenie! - zaśmiał się.
- Nie, tak za bardzo w moją - przesunęła w jego stronę telefon komórkowy. Spojrzał.
- GPS? Serio? - zaczął się niekontrolowanie śmiać.
- Siedzę z idiotą...
- Ej, to zabolało - minka zbitego szczeniaka.
- No, dobrze. To jaki jest cel tego spotkania, oprócz udowodnienia, że w ogóle nie znam Londynu?
- Bo jest taka mała sprawa... - podał jej zaklejoną kopertę. - Otwórz w piątek.
- Nath, co to?
- Dowiesz się później. Jak się żyję z moją babcią?